Fajerwerki o północy nad wrocławskim Rynkiem z powodzeniem konkurowały z mrugającą Eifflą sprzed dwóch lat czy wielką choinką przed Notre Dame, pod którą witaliśmy ubiegły rok. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wespół z rozbawionymi, roztańczonymi w rytm koncertowych przebojów wrocławianami pobiły na głowę nasze paryskie sylwestry pod ciemnym niebem.
poniedziałek, 31 grudnia 2012
Dobrego Roku!!!!!!!!
Fajerwerki o północy nad wrocławskim Rynkiem z powodzeniem konkurowały z mrugającą Eifflą sprzed dwóch lat czy wielką choinką przed Notre Dame, pod którą witaliśmy ubiegły rok. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wespół z rozbawionymi, roztańczonymi w rytm koncertowych przebojów wrocławianami pobiły na głowę nasze paryskie sylwestry pod ciemnym niebem.
czwartek, 20 grudnia 2012
La Seine
Zimowa Sekwana
Wietrznie, pusto, refleksyjnie
Esencja paryskiej łagodności kolorów
Stalowe szafiry, wypłukane beże, złamane biele
Porzucona Wyspa Świętego Ludwika
Opuszczone nadbrzeżne bulwary
Nieliczni bukiniści
Taki Paryż lubię jeszcze bardziej
Wietrznie, pusto, refleksyjnie
Esencja paryskiej łagodności kolorów
Stalowe szafiry, wypłukane beże, złamane biele
Porzucona Wyspa Świętego Ludwika
Opuszczone nadbrzeżne bulwary
Nieliczni bukiniści
Taki Paryż lubię jeszcze bardziej
środa, 19 grudnia 2012
Opera za trzy grosze
Rozochoceni niezwykle udaną wizytą w Operze Garnier, w jakiś czas później postanowiliśmy skorzystać z kolejnej niewiarygodnej okazji, reklamowanej przez Operę Bastille i wysłuchać-zobaczyć operę za trzy grosze. Tzn. Wesele Figara w inscenizacji Giorgio Strehlera za jedyne pięć euro. Trzy ostatnie spektakle przed zejściem z afisza miały się odbyć w niedzielę, poniedziałek i środę. W niedzielę nie mogliśmy, gdyż lataliśmy po atrakcjach na wolnym powietrzu, w poniedziałek nam się nie chciało, choć intuicja podpowiadała, że teraz albo nigdy, bo społeczeństwo wyczerpane po weekendowych ekscesach, frekwencyjnie nie dopisze... Stanęło na środzie. Spektakl miał się rozpocząć o 19.30.
Godz. 17.20 - Mieszkająca w centrum Paryża przyjaciółka esemesuje: "Idę z Wami. Właśnie zmierzam w kierunku Bastylii."
Godz. 17.30 - Spider wraca z pracy, nie dostaje obiadu, gdyż nie ma czasu na głupstwa. Nie zwlekając ani minuty zbiegamy do auta i ruszamy do Paryża. W myślach biję pokłony boginkom dróg i mostów, aby pozwoliły zdążyć przed korkami. Na trasie, którą w weekendy pokonujemy w trzydzieści minut, w dni powszednie można utknąć na dwie upiorne godziny. Pędzimy drogą N118 obok centrum handlowego w Vélizy, zakrętami w dół koło Muzeum Ceramiki w Sévres. Spider, z kanapką w zębach, mija i wyprzedza wszystko, co zagradza nam dostęp do domu weselnego. Normalnie bym interweniowała, ale tego dnia siedzę cicho, posuwam się wręcz do dopingu: "Dawaj, dawaj!" Mkniemy jak uskrzydleni, na Wesele, na Wesele. Korków ani widu.
Godz. 18.00 - Przychodzi sms od przyjaciółki o następującej treści: "Y". Jako że rozumiemy się bez słów, właściwie wystarczy jedna litera, odczytuję z niego, że właśnie dotarła do celu i ujrzała groźny tłum, monstrualnych rozmiarów kolejkę kłębiącą się przy barierkach przed głównym wejściem.
Jedziemy prostą, upstrzoną światłami szosą przez Boulogne-Billancourt. Korków ani słychu.
Godz. 18.10 - Kolejny sms: "Czekam w kolejce, ale szanse niewielkie..."
Pędzimy wzdłuż Sekwany, macham paryskiej Statui Wolności, uśmiecham się do Wieży, mrugam Luwrowi.
Tymczasem elegancki porządkowy we fraku, muszce i zaczesanych do tyłu, nażelowanych włosach proponuje nam miejsca za 100. Nie, nie, postoimy, aż takimi melomanami nie jesteśmy. A skąd jesteśmy? A z Polski. Barszcz - rzuca hasło. Bigos - odpowiadamy. Przekonani, że nawiązaliśmy nić kulinarnego porozumienia z człowiekiem u władzy, czekamy na korzystną ofertę. Po chwili podchodzi z "hojną" propozycją - 75. Hmm, chyba jeszcze poczekamy.
W międzyczasie pojawia się dwóch postronnych panów z zakupionymi przez internet, wydrukowanymi na A4 biletami. Za 150. No uwzięli się.
Na dziesięć minut przed rozpoczęciem spektaklu elegancik dopuszcza do kas pokrzywdzone przez los, czas i historię masy ze stosownymi zaświadczeniami: studentów, emerytów, bezrobotnych, przyjaciół i budowniczych opery, zdobywców Bastylii, pracowników instytucji kultury (a dużo tego w mieście), wdowy i sieroty, weteranów wojen napoleońskich itd, itp.
W tamtą środę stawili się licznie reprezentanci wszystkich wymienionych grup społecznych. (Wygląda na to, że pozostawianie przeróżnych aktywności na ostatnią chwilę jest ulubionym zajęciem ludzkości.)
Burżuje nie doczekali się łaski.
Szczupły mężczyzna z naszej kolejki odtrąconych, zignorowanych, wyglądający na artystę-intelektualistę (oczywiście wysługującego się burżujom) wszczął nawet awanturę z obsługą, że to oburzające i idiotyczne, chaos i brak informacji, że on złoży skargę w sprawie. Barszczolubny zdenerwował się mocno, wyżelowane kosmyki opadły mu na czoło w ferworze ideologicznej dyskusji.
Z zaobserwowanych działań wywnioskowałam, iż powstała na gruzach Bastylii Opera, kontynuuje tradycje rewolucyjne. Polityka biletowa wykazuje silne tendencje lewicujące, w przeciwieństwie do Garnier, gdzie działają prawa demokracji. A bilety za trzy grosze to tani chwyt reklamowy. Jest ich kilka i trzeba przyjść o świcie uzbrojonym w łuk i miecz, żeby taki upolować.
"W poniedziałek zostało mnóstwo wejściówek." Tak jeden pan powiedział nam na koniec. Na pocieszenie...
Godz. 17.20 - Mieszkająca w centrum Paryża przyjaciółka esemesuje: "Idę z Wami. Właśnie zmierzam w kierunku Bastylii."
Godz. 17.30 - Spider wraca z pracy, nie dostaje obiadu, gdyż nie ma czasu na głupstwa. Nie zwlekając ani minuty zbiegamy do auta i ruszamy do Paryża. W myślach biję pokłony boginkom dróg i mostów, aby pozwoliły zdążyć przed korkami. Na trasie, którą w weekendy pokonujemy w trzydzieści minut, w dni powszednie można utknąć na dwie upiorne godziny. Pędzimy drogą N118 obok centrum handlowego w Vélizy, zakrętami w dół koło Muzeum Ceramiki w Sévres. Spider, z kanapką w zębach, mija i wyprzedza wszystko, co zagradza nam dostęp do domu weselnego. Normalnie bym interweniowała, ale tego dnia siedzę cicho, posuwam się wręcz do dopingu: "Dawaj, dawaj!" Mkniemy jak uskrzydleni, na Wesele, na Wesele. Korków ani widu.
Godz. 18.00 - Przychodzi sms od przyjaciółki o następującej treści: "Y". Jako że rozumiemy się bez słów, właściwie wystarczy jedna litera, odczytuję z niego, że właśnie dotarła do celu i ujrzała groźny tłum, monstrualnych rozmiarów kolejkę kłębiącą się przy barierkach przed głównym wejściem.
Jedziemy prostą, upstrzoną światłami szosą przez Boulogne-Billancourt. Korków ani słychu.
Godz. 18.10 - Kolejny sms: "Czekam w kolejce, ale szanse niewielkie..."
Pędzimy wzdłuż Sekwany, macham paryskiej Statui Wolności, uśmiecham się do Wieży, mrugam Luwrowi.
Godz. 18.30 - "Bilety za 5 euro sprzedane!" Za minutę: "Gdzie jesteście?"
Odnajdujemy przyjaciółkę przy bocznych kasach w prawym "skrzydle". Pracownik obsługi widowni ustawił ją w krótkim ogonku pod ścianą. Jak się wkrótce okazało - ogonku dla burżujów w wieku produkcyjnym. Środkiem między filarami wiją się dwie inne, potężne kolejki złożone głównie z młodzieży i staruszków. Wszyscy liczą na wejściówki.
Jesteśmy na Placu Bastylii wciąż w nastrojach zabawowych.
Tymczasem elegancki porządkowy we fraku, muszce i zaczesanych do tyłu, nażelowanych włosach proponuje nam miejsca za 100. Nie, nie, postoimy, aż takimi melomanami nie jesteśmy. A skąd jesteśmy? A z Polski. Barszcz - rzuca hasło. Bigos - odpowiadamy. Przekonani, że nawiązaliśmy nić kulinarnego porozumienia z człowiekiem u władzy, czekamy na korzystną ofertę. Po chwili podchodzi z "hojną" propozycją - 75. Hmm, chyba jeszcze poczekamy.
W międzyczasie pojawia się dwóch postronnych panów z zakupionymi przez internet, wydrukowanymi na A4 biletami. Za 150. No uwzięli się.
Na dziesięć minut przed rozpoczęciem spektaklu elegancik dopuszcza do kas pokrzywdzone przez los, czas i historię masy ze stosownymi zaświadczeniami: studentów, emerytów, bezrobotnych, przyjaciół i budowniczych opery, zdobywców Bastylii, pracowników instytucji kultury (a dużo tego w mieście), wdowy i sieroty, weteranów wojen napoleońskich itd, itp.
W tamtą środę stawili się licznie reprezentanci wszystkich wymienionych grup społecznych. (Wygląda na to, że pozostawianie przeróżnych aktywności na ostatnią chwilę jest ulubionym zajęciem ludzkości.)
Burżuje nie doczekali się łaski.
Szczupły mężczyzna z naszej kolejki odtrąconych, zignorowanych, wyglądający na artystę-intelektualistę (oczywiście wysługującego się burżujom) wszczął nawet awanturę z obsługą, że to oburzające i idiotyczne, chaos i brak informacji, że on złoży skargę w sprawie. Barszczolubny zdenerwował się mocno, wyżelowane kosmyki opadły mu na czoło w ferworze ideologicznej dyskusji.
Z zaobserwowanych działań wywnioskowałam, iż powstała na gruzach Bastylii Opera, kontynuuje tradycje rewolucyjne. Polityka biletowa wykazuje silne tendencje lewicujące, w przeciwieństwie do Garnier, gdzie działają prawa demokracji. A bilety za trzy grosze to tani chwyt reklamowy. Jest ich kilka i trzeba przyjść o świcie uzbrojonym w łuk i miecz, żeby taki upolować.
"W poniedziałek zostało mnóstwo wejściówek." Tak jeden pan powiedział nam na koniec. Na pocieszenie...
niedziela, 16 grudnia 2012
Nius (lekko zleżały przez noc)
Zaparkowaliśmy przy Avenue d`Iena i ruszyliśmy w górę. Na skwerze nieopodal kłębił się tłum policji i fotoreporterów.
- Znowu jakiś protest i więcej policji niż demonstrantów. Nie idę tam - rzekła Bee.
- Widzę blondynkę w środku - relacjonował Spider, który z racji wzrostu ma znacznie szersze pole widzenia.
- Być może ktoś znany... - zachęcał.
- Chociaż ja jej nie znam - kontynuował. - Widzę więcej dziewczyn w wiankach na głowach.
I wreszcie bomba: - Mogą być nagie!!!
To były dziewczyny z Femenu. Okryte szczelnie płaszczami, otoczone jeszcze szczelniej przez kordon policji, nie pozwalający im podejść bliżej ambasady Egiptu. Przyjechały do Paryża z hasłem "Nagość to wolność" nie tylko na ustach, żeby wyrazić swoją solidarność z muzułmankami i wesprzeć Egipcjankę, która protestując przeciw ograniczeniom nakazywanym przez szariat, opublikowała na blogu swoje nagie zdjęcia, wywołując burzę w swoim kraju.
Pod ambasadą ograniczono paniom z Femenu swobodę wyrażania poglądów, ale, co okazało się znacznie później, na tarasie widokowym Pałacu Chaillot - bynajmniej.
My tymczasem udaliśmy się na cmentarzyk Passy tuż obok. I zdaniem niektórych uczestników wycieczki wybraliśmy zły kierunek...
- Dlaczego ty jesteś tak słabo zorientowana, co się dzieje w Paryżu??? Łaziłem po cmentarzu, a po Trocadero latały cztery babki toples...
Zdjęcia BY MY SPY.
- Znowu jakiś protest i więcej policji niż demonstrantów. Nie idę tam - rzekła Bee.
- Widzę blondynkę w środku - relacjonował Spider, który z racji wzrostu ma znacznie szersze pole widzenia.
- Być może ktoś znany... - zachęcał.
- Chociaż ja jej nie znam - kontynuował. - Widzę więcej dziewczyn w wiankach na głowach.
I wreszcie bomba: - Mogą być nagie!!!
To były dziewczyny z Femenu. Okryte szczelnie płaszczami, otoczone jeszcze szczelniej przez kordon policji, nie pozwalający im podejść bliżej ambasady Egiptu. Przyjechały do Paryża z hasłem "Nagość to wolność" nie tylko na ustach, żeby wyrazić swoją solidarność z muzułmankami i wesprzeć Egipcjankę, która protestując przeciw ograniczeniom nakazywanym przez szariat, opublikowała na blogu swoje nagie zdjęcia, wywołując burzę w swoim kraju.
Pod ambasadą ograniczono paniom z Femenu swobodę wyrażania poglądów, ale, co okazało się znacznie później, na tarasie widokowym Pałacu Chaillot - bynajmniej.
My tymczasem udaliśmy się na cmentarzyk Passy tuż obok. I zdaniem niektórych uczestników wycieczki wybraliśmy zły kierunek...
- Dlaczego ty jesteś tak słabo zorientowana, co się dzieje w Paryżu??? Łaziłem po cmentarzu, a po Trocadero latały cztery babki toples...
Zdjęcia BY MY SPY.
wtorek, 11 grudnia 2012
Podglądania cd.
Słowo się rzekło.
Wróćmy do Marais, które może się pochwalić największą chyba liczbą urokliwych miejsc, choćby to była tylko pasmanteria w podwórzu. Ale jak oświetlona! Jak wyeksponowana! Zwabi nawet klienta, który jednej igły w domu nie posiada, a szydełko uznaje za przyrząd dentystyczny.
![]() |
Mam przyjemność zaprezentować jedno z moich ważniejszych paryskich odkryć. I nie chodzi o nieco staroświecką wystawę w Saint Germain des Pres, ale o cud piekarni Poilane wytwarzającej tradycyjne chleby na naturalnym zakwasie, pieczone w opalanych drewnem piecach. Ich razowy, ciężki, zwarty i wilgotny, chleb mój powszedni od trzech miesięcy, sprawił, że przestałam jęczeć "Jakie prawdziwe sery i jakie sztuczne pieczywo w tej Francji... jak ciężko bez polskiego chleba i jak to będzie w Polsce bez wielości francuskich serów, ojojoj..." Teraz będę tęsknić i za serem, i za chlebem... |
![]() |
W drodze wyjątku zdjęcie wykonane bez pośrednictwa szyby, jako medium ograniczające tudzież zapewniające anonimowość potraktujmy monitory, które dzielą Was od smakołyków, mniam, mniam. |
![]() |
Nie wiem, kto te krzykliwe i cudownie ciepłe oranże oraz czerwienie kupuje, gdyż na paryskich ulicach nadal szepczą nierzucające się w oczy kolory... |
![]() |
Dobry adres dla zwolenników kuchni śródziemnomorskiej czy szerzej stylu życia południowca - oliwy, oliwki, tapenady, również naturalne kosmetyki. |
niedziela, 9 grudnia 2012
Podglądanie
Nie potrafię chodzić wieczorem po mieście bez zatrzymywania się przed co drugą jasno oświetloną witryną. Widoczne jak na otwartej dłoni wnętrza z całym bogactwem inwentarza przykuwają wzrok i zachęcają do wejścia lub prowokują do podglądania zza szyby. U mnie wywołują dodatkowo nieopanowaną chęć utrwalenia ich przyjaznego trwania w ciemności słabo oświetlonych latarniami ulic, a jeszcze lepiej - toczącego się w środku życia.
W towarzystwie takiego podglądacza jak Hopper, czuję się zdecydowanie raźniej. Na szczęście widzę świat inaczej niż on, więc na nieszczęście efekty nie będą wiekopomne. Wiele zdjęć pochodzi sprzed roku i dwóch, dlatego nie przyznaję się do zaczerpnięcia inspiracji z widzianej niedawno wystawy.
![]() |
"Jak uczesać zawodnika sumo?" deliberują w galerii przy Placu des Vosges. |
![]() |
Ktoś postawił na Amerykę |
![]() |
Rok temu pisałam o tym antykwariacie, którego właściciel handluje albumami i książkami poświęconymi fotografii. Dobra wiadomość - starszy pan ma się świetnie, towaru jakby jeszcze przybyło... |
![]() |
Czy cupcake`i mają szanse w kraju makaroników i tarteletek z owocami? |
![]() |
Pasją właścicielki tego butiku w Marais, Catherine Legrand, są tkaniny w kolorze indygo. Podróżowała przez wiele lat po całym świecie, żeby poznać u źródeł tradycyjne techniki wytwarzania. Wynikiem jej hobby jest książka "Indygo: Kolor, który zmienił świat" i butik, w którym można nabyć stare oraz nowe tekstylia w różnych odcieniach tego pięknego koloru pochodzące z Japonii, Indii, Afryki, Ameryki Południowej. |
![]() |
Warsztat złotej rączki w Marais. |
![]() |
"Zakupy są tańsze niż psycholog" - głosi reklama wyprzedaży. Nie jestem o tym przekonana. Natomiast ciekawą propozycją mogłyby być zakupy w towarzystwie psychologa ;) |
środa, 5 grudnia 2012
Randka w ciemno
Artyści wciąż cierpią i tworzą z powodu nieodwzajemnionego zainteresowania płci przeciwnej... Romantycy ery facebooka wcale nie mają łatwiej niż niż ci z czasów gęsiego pióra.
W jednej z paryskich galerii:
Czekałem na rogu na moją randkę w ciemno. Kiedy ta dziewczyna przeszła obok, zapytałem "Jesteś Linda?", odparła "Jesteś Richard?, powiedziałem "Taak". Ona na to "Nie jestem Linda."
W jednej z paryskich galerii:
Czekałem na rogu na moją randkę w ciemno. Kiedy ta dziewczyna przeszła obok, zapytałem "Jesteś Linda?", odparła "Jesteś Richard?, powiedziałem "Taak". Ona na to "Nie jestem Linda."
poniedziałek, 3 grudnia 2012
O samotności i świetle...
... czyli niezwykła
retrospektywa Edwarda Hoppera w Grand Palais.

Znakomite technicznie, kompozycyjnie akwarele i ryciny podejmują tę samą tematykę, która będzie przewijać się w całej późniejszej twórczości.

.jpg)
Bohaterów wydobywa z cienia światło słońca, lamp, neonów
Obnaża i potęguje
samotność
nieprzeniknione nieobecne twarze
Bilet zakupiony przez internet miesiąc
wcześniej, żeby uniknąć tupania na mrozie jak na Moneta. Z biletami na prawo,
bez biletów na lewo. Kolejka szczęśliwców z przepustką okazuje się
dłuższa, ale posuwa się błyskawicznie.
Szybko znajduję się w ciepłym wnętrzu, oddaję kurtkę, żeby nie być jak pośpieszny przechodzień, żeby się rozgościć. Wyjmuję kartkę i długopis.
Trzeba notować wrażenia, kiedy przychodzą, zapisywać na gorąco pierwsze myśli i spontaniczne odczucia. Rekonstruowane przy biurku chowają się pod niewłaściwymi słowami, nadymają w literacką interpretację.
Wolę chaotyczne bazgroły poczynione na papierze na podłożonej torebce. Tylko odrobinę je wygładzę.
Ekspozycję otwiera czarno-biały, poetycki film, pokazujący Manhattan w latach 20., do którego inspiracją stały się fragmenty wierszy Walta Whitmana. Wprowadza w amerykańską rzeczywistość i w klimat wystawy.
Wpływy nauczycieli, malarzy francuskich i amerykańskich.
"To find beauty we`ve got to be honest and fearless. We have got to be men first of all; the artist can come later." Robert Henri (profesor Hoppera)
Obrazy młodego Hoppera z czasu pobytu w Paryżu, poszukujące, zdradzające przyszłą prostotę i siłę wyrazu.
Szybko znajduję się w ciepłym wnętrzu, oddaję kurtkę, żeby nie być jak pośpieszny przechodzień, żeby się rozgościć. Wyjmuję kartkę i długopis.
Trzeba notować wrażenia, kiedy przychodzą, zapisywać na gorąco pierwsze myśli i spontaniczne odczucia. Rekonstruowane przy biurku chowają się pod niewłaściwymi słowami, nadymają w literacką interpretację.
Wolę chaotyczne bazgroły poczynione na papierze na podłożonej torebce. Tylko odrobinę je wygładzę.
Ekspozycję otwiera czarno-biały, poetycki film, pokazujący Manhattan w latach 20., do którego inspiracją stały się fragmenty wierszy Walta Whitmana. Wprowadza w amerykańską rzeczywistość i w klimat wystawy.
Wpływy nauczycieli, malarzy francuskich i amerykańskich.
"To find beauty we`ve got to be honest and fearless. We have got to be men first of all; the artist can come later." Robert Henri (profesor Hoppera)
Obrazy młodego Hoppera z czasu pobytu w Paryżu, poszukujące, zdradzające przyszłą prostotę i siłę wyrazu.
Jego słowa po powrocie do kraju: "It seemed awfully crude and
raw when I got back. It took me 10 years to get over
Europe."
Długie lata pracował jako ilustrator, projektując okładki czasopism
poświęconych turystyce, marynistyce, zanim wystawa jego akwarel
przedstawiających domy z nadmorskiego Gloucester odniosła sukces i mógł zająć
się wyłącznie malowaniem.


Znakomite technicznie, kompozycyjnie akwarele i ryciny podejmują tę samą tematykę, która będzie przewijać się w całej późniejszej twórczości.
Ukryty za sztalugami obserwator, introwertyczny,
niewiedzący narrator opowiada
o kosmicznej samotności pejzaży, domów na prowincji, wielkich miast
i ludzi.



.jpg)

Bohaterów wydobywa z cienia światło słońca, lamp, neonów
Obnaża i potęguje
samotność
Osobność czytających i palących papierosy,
siedzących w pokojach hotelowych, salach kinowych i teatralnych, w mieszkaniach i biurach
Wpatrzonych w dal, oddzielonych niewidocznym murem od otoczenia
Małżeństwa, pary, razem, ale oddzielnie
nieprzeniknione nieobecne twarze
uczucia nie do nazwania
pozorna obojętność
rezygnacja
pustka
wystawiają twarze do słońca
szukają schronienia, odpowiedzi w świetle

niedziela, 2 grudnia 2012
Kolekcjonerzy
Bee: Chyba będę kolekcjonować francuskie fotele.
Spider: A gdzie je pomieścisz?
Bee: W moim pokoju...
Spider: W takim razie ja będę zbierał samoloty. Oczywiście jumbo jety.
Spider: A gdzie je pomieścisz?
Bee: W moim pokoju...
Spider: W takim razie ja będę zbierał samoloty. Oczywiście jumbo jety.
Subskrybuj:
Posty (Atom)