niedziela, 30 sierpnia 2015

Sekrety lawendy

Pewnie wystarczyło zapytać miejscowych, zamiast dochodzić do tego samej, ale wówczas nie mogłabym z satysfakcją stwierdzić, że w tym roku odkryłam tajemnicę lawendy. Nie była strzeżona przez smoki, strzygi i szerszenie, więc bez wielkich poświęceń, bez narażania życia i dobrego imienia. Właściwie przez przypadek.


Przyjechaliśmy na wakacje do znajdującego się na liście UNESCO Regionu Sault w podobnym czasie, co w ubiegłym roku, około połowy lipca. Lato roku Pańskiego 2015 było jednak znacznie łaskawsze (eufemistycznie rzecz ujmując), nawet w chłodniejszych górskich dolinach wegetacja przebiegała szybciej, bardziej... gorączkowo. Kiedy przybyliśmy, lawenda wciąż jeszcze barwiła rozległe połacie, jednak nie w świeżym i intensywnym kolorze młodości, lecz o ton ciemniejszym, podsuszonym, zmęczonym przez słońce.
Zeszłego lata byłam odrobinę zawiedziona, gdyż tę charakterystyczną, słodko-świeżo-żywiczną woń można było poczuć dopiero pochylając się nad kępami kwiatów czy pocierając je w palcach, trochę mocniej pachniało wieczorami i od zawietrznej. Tego lata w całej dolinie od rana roztaczał się delikatny aromat lawendy, a o zmierzchu wśród pól odurzał do tego stopnia, że można było zamienić się w pszczołę i odlecieć...
(Pszczółek w lawendzie buszują tysiące, a ich miły dla ucha, niski pomruk stanowi dodatkową atrakcję. W każdym razie dla tych, którzy pozostają z nimi w przyjaznych stosunkach. Ich brzęczenie z sukcesem konkuruje z sopranowymi ariami cykad.)

Wracając do sedna - sekret tych drobnych, skromnych kwiatków tkwi w tym, że wyschnięte wydają głębszą, intensywniejszą woń (oraz że w masie ich siła.)
Im starsze, tym bardziej cenne dla otoczenia. (Z ludźmi też tak bywa...)
(A gdyby włączyć w życzenia urodzinowe obok obowiązkowych "stu lat", "obyś była/był jak lawenda"...) 
THE END
(czas zamieścić,
bo nawiasy przejmują władzę.)























P.S. Na środowym targu w Sault w tym okresie króluje lawenda, choć inne równie poetyczne produkty, jak marynowane oliwki, aromatyczne sery, pikowane narzuty, także można nabyć.
Woreczki wypełnione lawendą pachną wciąż po trzech latach.
Sprawdzone empirycznie.
Destylaty z lawendy produkowane w niewielkiej destylarni
w pobliskim Monieux.

Lawendowy nugat - dla wielbicieli słodyczy, która trwa do końca dnia. Słodkiej niedzieli! :)



















wtorek, 18 sierpnia 2015

Pogwarki medyczno-fantastyczne

Po wizycie u dermatologa.

SPIDER: Właściwie po co tam chodziłaś?
BEE: Zobacz, jakie mam naczynka krwionośne widoczne na łydce i koło kolana. Będę je musiała zamknąć laserowo.
SPIDER: A po co? Takie ładne żyłki. Wyglądasz jak... android z prześwitującymi kabelkami.

Ostatecznie uznam to za komplement..., ale ktoś tu chyba za dużo SF ogląda.
:)

piątek, 7 sierpnia 2015

Po co jechać do Genui...


W rozłożonej na liguryjskich wzgórzach Genui było... bardzo włosko ;) Prosty, aczkolwiek natrętny wniosek po dwóch tygodniach we Francji. Wiekowe budowle pęcznieją okazale przy każdym placu i pysznią się wzdłuż historycznych ulic. Wszyscy jedzą lody, w kawiarniach tłoczno od rana do wieczora, cukiernie kuszą tradycyjnymi słodkościami. Psy sikają na chodnikach w centrum miasta, nikt nie zawraca sobie głowy ich myciem (chodników; nie wiem, jak z psami...), ale w końcu, gdzie je wyprowadzać (psy, nie chodniki;), skoro w centrum nie uświadczysz żadnego skweru ani nawet samotnego drzewa. Kępa zieleni przed Dworcem Głównym (widoczna na zdjęciu powyżej) jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, wyjątkiem dostrzeżonym i docenionym przez szczury, trzeba dodać. Dziewczyny uśmiechają się tu znacznie częściej niż we Francji, kierowcy chętniej trąbią i skuterów jest zatrzęsienie. W cudownych, pięćsetletnich pałacach mieszczą się banki, restauracje, puby oraz sklepy z antykami. W niektórych również muzea :)

Światło i atmosfera w mieście Krzysztofa Kolumba wyjątkowo sprzyjały fotografowaniu albo miałam nadmiar energii po obfitym hotelowym śniadaniu, podczas którego zajęłam się ochoczo tłuściutką genueńską foccacią, więc narobiłam zdjęć co niemiara, również Spiderowi, a to na lwie, a to na schodach pasiastej katedry, a to maszerującemu z moją ważącą tonę torebką, którą ofiarnie nosił. Te ostatnie zaprezentowałam Teściowej, Szanownym Niespokrewnionym pozostaje Genua :)













Uliczki Starego Miasta

Antykwariat na Starym Mieście
Palazzo Ducale
Katedra San Lorenzo
Palazzo Reale


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...