Natalia i Paulina Przybysz szczerze, odważnie i bezkompromisowo jak chyba żadna polska wokalistka do tej pory mówią w swojej twórczości o współczesnych kobietach, o sobie, nie przemilczając ważnej sfery, jaką jest seksualność, z jej wzlotami i upadkami. Brawo Dziewczyny!!!!
Drodzy Moi Zaglądacze, jesteście uparci, czym mnie zawstydzacie i mobilizujecie. :) Dziękuję i po dłuższej przerwie donoszę, że również w tym roku zaliczyliśmy 3-majówkę wrocławską rozgrywającą się na Pergoli i w Hali Stulecia, nieco rozsądniej gospodarując siłami, niż w ubiegłym, kiedy to przez tydzień po imprezie bolały nas kręgosłupy z powodu wielogodzinnego stania. Dnia pierwszego wystąpił The Cranberries, na posłuchaniu którego na żywo bardzo mi zależało, gdyż zapisali znaczącą kartę w historii muzyki. Koncert okazał się miły dla ucha, ale mało porywający dla ducha. Dolores obchodziła święto pracy i śpiewała na pół gwizdka, w jej interpretacjach zabrakło zaangażowania i prawdziwych emocji (co Wasza korespondentka wyczuwa natychmiast szóstym zmysłem). Niewątpliwie trudno je wykrzesać, gdy wykonuje się piosenkę po raz dziesięciotysięczny, w dodatku "it was freezing". Gitarzysta napracował się natomiast za dwoje i nie było mu zimno w T-shircie opinającym muskularną klatkę. Starocie nieustająco budzą mamoniowy entuzjazm i nostalgię za minionym, ale nowa płyta The Cranberries "Something Else" zapowiada się naprawdę ciekawie. Podoba mi się np. ten utwór:
Niestety, nie zabrzmiał podczas koncertu albo i zabrzmiał - na początku, a my za sprawą wizytującej Niuni oraz zupełnie niepotrzebnej punktualności zespołu dotarliśmy dopiero na trzeci "kawałek". Spider zapalił się jak raca, gdy dowiedział się, że na 3-majówce zagra Dog Eat Dog, nowojorska grupa, której słuchał w czasach studenckich, o której istnieniu nie słyszałam. Koncert Dog Eat Dog to było muzyczne przeżycie, na jakie się czeka i liczy. Kapitalny melanż ostrego rocka, hardcoru, rapu... Połączenie doświadczenia starych wyjadaczy i młodzieńczej energii. Siłą rażenia dorównali moim ulubionym wariatom z Pink Freud.
Kolejnego dnia, autentycznie zachwyciły nas (mnie także wzruszyły) koncertyJulii Pietruchy (S. wreszcie przyznał/dostrzegł, że jest świetna, prawdziwa, jedyna w swoim rodzaju) i Renaty Przemyk (połączenie rockowej witalności, liryzmu i klasy). Natalia Przybysz trochę rozczarowała, ponieważ śpiewała głównie utwory z płyty, która ma się wkrótce ukazać, a prawdę rzekłszy liczyłam na piosenki z ukochanego, wałkowanego miesiącami "Prądu". Tak czy inaczej za "czarnym" głosem Natalii przepadam, technikę podziwiam, nowa płyta zapowiada się nieźle, szykuje się kilka hitów.
Dzień trzeci 3-majówki odpuściliśmy sobie, żeby nie przedawkować, tego wspaniałego paliwa, jakim jest muzyka.