Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka współczesna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka współczesna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 lipca 2025

Wycieczka do Warszawy


Aktualna wystawa "Przestrzenie” w Zachęcie jest dla współczesnego odbiorcy nadzwyczajną okazją, żeby poddać się fascynującej zabawie i pracy z otoczeniem, kolorem, dźwiękiem oraz... czasem. Rekonstruuje bowiem historyczne działania polskich twórców z przestrzenią, tzw. environmenty, zaczynając od końca lat 50. przez 60. i 70. W ustrojowych i mentalnych odmętach PRL-u, artyści we współpracy z galeriami sztuki współczesnej w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Zielonej Górze realizowali absolutnie nowatorskie koncepcje, poszerzające zakresy oddziaływania, będące zaczątkiem późniejszych instalacji i performensów.

Zdzisław Jurkiewicz

***
Wojciech Fangor, Stanisław Zamecznik



W ubiegłym roku podczas ekspozycji we wrocławskiej Fundacji Krupów widziałam kronikę filmową z lat 50. relacjonującą "eksperyment" W. Fangora i S. Zamecznika, od pierwszego do ostatniego kadru w prześmiewczym tonie. M.in. zestawiono czarne wibrujące półkole Fangora ze zmierzwioną czupryną (kołtunem?) chłopa odwiedzającego wystawę. Całości towarzyszył podkładany rechot, jak nie przymierzając w amerykańskich serialach.
Wielkie było moje zaskoczenie (poszłam bez przygotowania) i ekscytacja (większa nawet niż u wspomnianego chłopa), kiedy w Zachęcie w pierwszej sali ujrzałam rekonstrukcję tegoż "eksperymentu".


W ostatnim pomieszczeniu poświęconym dokumentacji polskich environmentów można obejrzeć także tę rzeczywiście komiczną z dzisiejszego punktu widzenia kronikę.

Wspaniałe lewitujące w mrokach (patriarchalnych) prace Marii Pinińskiej-Bereś

"Keep smiling" M. Pinińska-Bereś

Ewa Partum

wtorek, 23 kwietnia 2024

O religijności?

Nie to, że zapomniałam zabrać albo naładować, bo takie sytuacje się NIE ZDARZAJĄ. Wczesnym wieczorem w mieście wyłączył mi się z niewiadomych powodów telefon i nie udało się go ponownie uruchomić... Przez jakieś 15 minut!!! I zrobiło się dziwnie... Poczułam się bezbronna, niepewna, samotna, zdana tylko na siebie, oddzielna, odseparowana od świata. Bez ochrony, obrony, towarzysza, łącznika ze wszystkimi i wszystkim, na kim, czym mogę polegać...

Zaprawdę nowoczesne technologie to nowa religia, a smartfon przejął role anioła stróża, ducha świętego, wszechogarniającego, wszechwiedzącego bóstwa, jak również funkcje modlitewnika, domowej kapliczki, przenośnego ołtarzyka... 






P.S.1. Nie mogłam zdecydować się na jedną ilustrację do tekstu, dlatego będą trzy równie atrakcyjne do wyboru... ;) 1. Patrycja Piętka "Zmierzch horyzontu zdarzeń", aktualnie na wystawie w Galerii Miejskiej we Wrocławiu. 2. Ida Karkoszka, "Patrzmy, jak umierają ludzie", ekspozycja czasowa "Z popiołów" w Zachęcie 3. Krzysztof Klimek "Opole Lubelskie, Przystanek PKS, garaż", wystawa "Teraz wolę widoki", tamże.
P.S.2. Tak, byłam znowu w Warszawie. :)
    

środa, 3 stycznia 2024

Kulturalny początek



W nowym roku muszę jeszcze
 odnotować, że w końcówce starego widziałam niewielką, ale znakomitą wystawę w Galerii Mieszkanie Gepperta. „Twoje spojrzenie uderza w bok mojej twarzy” było kapitalnym zestawieniem dwóch związanych z Wrocławiem artystek, malarek, graficzek, które dzieli pół wieku. Krzesława Maliszewska - oszczędna w formie, stonowana kolorystycznie, ryzykująca lakonicznością komunikatu obojętność mniej zdeterminowanego odbiorcy. I stanowiąca jej przeciwieństwo pod każdym względem Alex Urban - z formalną brawurą i emocjonalną wolnością od lat, wręcz prekursorsko, podejmująca trudne, niewygodne tematy, patologii społecznych, przemocy, obsesji i lęków.

Zderzenie, które unaocznia, jak bardzo zmieniło się i nadal zmienia istnienie kobiet w sztuce i w świecie.


piątek, 14 kwietnia 2023

Dzień prawie idealny

Korzystam z każdej nadarzającej się okazji (czyt. tworzę sytuacje wymagające nieodzownej bytności), żeby tylko zaciągnąć Spidera do Warszawy. Byliśmy w lutym i marcu, w kwietniu raczej się nie zapowiada, ale już w maju coś się kroi.😊

W którąś lutową niedzielę pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę, żeby odebrać zakupiony obrazek (firmom kurierskim nie można przecież w takich kwestiach zawierzać😏) oraz rozświetlić mroki zimy za pomocą niezawodnej metody - sztuki. Udało się zobaczyć w Muzeum Narodowym powszechnie zachwalaną wystawę "Przesilenie. Malarstwo Północy 1880-1910". Trzy bardzo satysfakcjonujące godziny wśród obrazów i myśli. M.in. o harmonii i majestacie naturalnego świata, czerpaniu z niego siły, spokoju i niemożliwym do zrealizowania pragnieniu bycia jego integralną częścią. Zaskakująco znaczący udział kobiet malarek w artystycznym życiu Skandynawii w tymże okresie.





Zostało jeszcze pół godziny, żeby wpaść na stałą ekspozycję MN i pozachwycać się Pankiewiczem. To jest temat dla psychoanalityka, dlaczego za każdym razem inny artysta rezonuje z moją psychiką... A dzięki chwalebnie długim godzinom otwarcia Zachęty (codziennie do 20.00!), nie pogardziliśmy retrospektywą znakomitego rysownika i grafika Tadeusza Kulisiewicza.













Na koniec, aby i ciało coś miało z tego stolicznego dnia, pojechaliśmy na kolację do Pracowni Sushi na Woli. 10 minut autem od Zachęty, rezerwacja na 20.20, ponieważ miejsce jest w weekendy oblegane. Wcale się nie chwalę, ale do optymalnych harmonogramów mam talent. Sushi z Pracowni okazało się, niestety, słabo dopracowane, nie polecam. "Liczyłaś na świeżego łososia w niedzielę wieczorem??" - podsumował Spider. Nooo, strasznie roszczeniowa jestem. Być może w poniedziałki lub wtorki bywa smaczniej...

Ok. 22 wyruszyliśmy w drogę powrotną do Wrocka. Kochamy własne łóżka oraz domowe jedzenie i rozstajemy się z nimi tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne. Nocne podróże z dobrą muzyką również lubimy. Mojemu rycerzowi, który nie przemęcza się, a wręcz regeneruje w muzeach, dopisuje za kółkiem energia, ja mogę zamknąć zmęczone oczy i zasnąć.

sobota, 31 grudnia 2022

Pałac Pamięci

Dzień dobry, nieróbstwo w ulu należy odnotować, umiarkowanie napiętnować i obiecać noworoczną poprawę... :)












Jako zadośćuczynienie proponuję próbkę niezwykle intensywnej formalnie i treściowo twórczości hinduskiego artysty Raqiba Shaw. Przyszedł na świat w 1974 roku w Kalkucie, dorastał w Kaszmirze, skąd musiał uciekać z rodziną na skutek politycznych zamieszek do New Dehli. Po ukończeniu liceum pracował w sklepie wuja handlującego biżuterią, antykami, orientalnymi dywanami. Interesy przywiodły go do Londynu, a pierwsza wizyta w National Gallery, sprawiła, jak wieść niesie, że postanowił związać swoje życie ze sztuką. Tak też uczynił. Wrócił po kilku latach do Londynu, żeby odbyć studia artystyczne i zamieszkać tu na stałe.

Jego niewielką wystawę zatytułowaną "Pałac Pamięci" obejrzałam w wakacje w Muzeum Sztuki Nowoczesnej Ca Pesaro w Wenecji. Ekspozycja miała być z założenia poświęcona tematyce straty ojczyzny i sytuacji uchodźcy, emigranta, którą artysta zna z autopsji. Dodatkowy walor prezentowanych prac stanowiły odniesienia do malarstwa włoskich, w szczególności weneckich mistrzów.




























Z reguły nie czytam recenzji i nie słucham opinii przed obejrzeniem wystawy, filmu, spektaklu, żeby nie zakłócać własnego odbioru. Twórczość Shaw`a podglądnęłam trochę w sieci, przygotowując się do weneckiego karnawału sztuk pięknych (czyt. usiłując poddać kontroli nadciągające szaleństwo) i uznałam, że absolutnie, koniecznie trzeba na żywo.

W rzeczy samej żadne zdjęcia nie oddadzą bogactwa stosowanej przez artystę techniki emalii, konturowania złotem, użycia jaskrawych farb przemysłowych, blasku doklejonych kryształów. Jego obrazy błyszczą i mienią się kolorami niczym klejnoty ze skarbca maharadży. Przytłaczają na pierwszy rzut oka. Warstwa znaczeniowa nie ustępuje wielością symboli, odniesień, możliwych interpretacji. Niektóre prace wręcz "pękają w szwach", jakby artysta chciał zawrzeć w nich całe piękno i okrucieństwo świata. Zderza harmonię natury z chaosem cywilizacji, spokój z hałasem i brutalnością budując dramatyczne narracje.


Osobiście najwyraźniej odczytałam pytanie o rolę i wybory artysty w kontekście rzeczywistości pełnej przemocy na tak wielu poziomach. Pytanie to, a może prowokacja dotyka również każdego z odbiorców sztuki i wiadomości ze świata. Na ile nieszczęścia mniej i bardziej odległych krajów, obcych ludzi dotyczą uprzywilejowanej enklawy? Czy etyczne jest stworzyć sobie prywatny raj, kiedy wokół rozgrywają się piekielne sceny? A może mamy prawo nie wpuszczać przerażającego świata zewnętrznego do własnego wypielęgnowanego ogrodu? Jak długo zachowamy to prawo pozostając biernym i obojętnym?


środa, 21 września 2022

Pływaczki

Hiperrealistyczne rzeźby amerykańskiej artystki Carole A. Feuerman zachwyciły mnie już pierwszego wieczoru w Wenecji. Zajrzeliśmy na podwórze należące do galerii (nie tej z wejściem pod wodą ;)) i naszym oczom ukazała się piękność w stroju kąpielowym i czepku leżąca na kole pływackim w stanie błogiej satysfakcji i pewności, że na nią zasługuje.

Główną wystawę Carole Feuerman na weneckim Biennale Sztuki można oglądać w bocznej kaplicy kościoła Santa Maria della Pieta. Odtworzone z detalami dłonie, stopy, oczy, nosy pływaczek, z bliska, w trójwymiarze mówią o kruchości i pięknie, od których jakże blisko do vanitas vanitatum i wszystko marność, ale ten komunikat uznałabym za pomijalny. Widzę przede wszystkim opowieść o dobrej relacji ze sobą i własnym ciałem, o uwolnionej sensualności i skutecznym poszukiwaniu harmonii.

Ciało jako świątynia spokoju i przyjemności, w kontekście religii, która od wieków je deprecjonuje, potępia, żąda umartwiania i ignorowania jego potrzeb. W przestrzeni sakralnej oraz w dialogu z karnawałowym miastem na wodzie prace artystki nabierają dodatkowych znaczeń.






środa, 14 września 2022

open-end

Było ich kilka podczas tych wakacji - niezwykłych odkryć i doświadczeń związanych ze sztuką. Jedno z nich to Marlene Dumas, malarka pochodząca z RPA, od lat mieszkająca i tworząca w Amsterdamie. Jej monograficzną ekspozycję zatytułowaną "open-end" można oglądać w majestatycznej przestrzeni Palazzo Grassi nad Canale Grande, na białych ścianach dwóch monumentalnych pięter, pod kolorowymi freskami wysokich rzeźbionych sufitów.

Jak mówi sama artystka w filmie przygotowanym na okoliczność wystawy, głównymi bohaterami są najważniejsze osoby w jej życiu, które jednocześnie wywarły olbrzymi wpływ na rozwój jej twórczości - wieloletni, nieżyjący już partner-krytyk sztuki, brat, córka, przyjaciel-wydawca.

Dumas w poruszający, czasem wstrząsający sposób "przerabia" spektrum tematów odnoszących się do seksualności, tworzenia, czasu, rasy, cierpienia... Cień przemijania pada na intymny pocałunek, odwieczna wojna Erosa z Tanatosem trwa, mimo wszystko nadzieja na open-end.











środa, 25 marca 2020

Kochamy sztukę. Cd.

Malarstwo nie leży w sferze zainteresowań Niuni, ale jej pierwsza wizyta u ciociostwa/wujostwa po zakupie wspomnianego obrazu może świadczyć o lekkiej zmianie tendencji.
Dziecię wparowało do sypialni i spontanicznie zakrzyknęło:
- Jaki śliczny obraz!!!
- A co Ci się w nim podoba? - nie omieszkałam.
- Oj, ciociu!! Bawmy się już. Mało dziś czasu mamy.

Wieczorem opowiedziałam zdarzenie mężowi.
- I co ty na to? - spytałam. - "Śliczny obraz!" powiedziała...
A Spider na to:
- Teraz mam PEWNOŚĆ, że to był dobry zakup.

Zatem Niuni przypadła rola eksperta.

:))

niedziela, 22 marca 2020

Kochamy sztukę. Każde na swój sposób

W lutym zakupiliśmy na aukcji internetowej obraz. Przywieźliśmy do domu, zawiesili w mojej sypialni. Patrzę na niego po przebudzeniu i przed zaśnięciem, zaglądam czasem specjalnie do pokoju w ciągu dnia, żeby pokontemplować: dzikość i potęgę natury, którą człowiek próbuje okiełznać, czasem również w sobie; siłę, która samoogranicza się, żeby nie skrzywdzić słabszego; mądrość, której powinniśmy uczyć się od przyrody...

Ciekawa byłam interpretacji Spidera.

- Powiedz, co widzisz, kiedy patrzysz na ten obraz?

- Na razie tylko cenę.

Czyli inwestor. :))

wtorek, 1 stycznia 2019

Kolejny rok...

Drodzy Czytający,
życzę Wam mieniącego się
kolorami i możliwościami
Nowego 2019!!!
Pszczółka


P.S. Zdjęcie nr 1 pochodzi z wystawy Victora Vasarely`ego w Muzeum Städel we Frankfurcie (absolutny odlot, polecam najgoręcej, jeśli ktoś znajdzie się w okolicach); fota nr 2 z luksemburskiego Muzeum Sztuki Współczesnej MUDAM. Oba miałam przyjemność odwiedzić pomiędzy świętami a sylwestrem, który to czas spędziliśmy w cudownej gościnie u Rodziny.

środa, 6 grudnia 2017

Prawda spod młyna


Taka instalacja objawiła się moim oczom na niedzielnym targu. Jakby wypowiedź współczesnego artysty w temacie nadciągających świąt...
Na szczęście są jeszcze galerie handlowe ze swoimi performansami i wystawami. ;)

wtorek, 1 lipca 2014

MUDAM, czyli LUX MUZEUM

Moja luksemburska przygoda ze sztuką współczesną zaczyna się nobliwie. Od wykonanych w drewnie portretów Wielkiego Księcia Jeana, patrona Muzeum, oraz jego małżonki Wielkiej Księżnej Józefiny-Charlotte`y wiszących w holu wejściowym.


Następnie otwiera się zalana naturalnym światłem, wymalowana światłocieniem, pełna niespodzianek przestrzeń budynku zaprojektowanego przez Ieoh Ming Pei`a, amerykańskiego architekta chińskiego pochodzenia, który jest również autorem szklanej piramidy na dziedzińcu Luwru.



Wypełniona czarnym atramentem fontanna. Hołd złożony literaturze przez artystkę, fotografkę i muzyczkę, urodzoną w Luksemburgu z chińsko-angielskich rodziców, wykształconą w Paryżu, Su-Mei Tse. Dzięki kuratorom za opis objaśniający dzieło! Gdyż nigdy bym nie wpadła, że czarna ciecz to atrament. Nasuwały się raczej ponure skojarzenia z końcem cywilizacji, a tu proszę - budująca afirmacja mowy, pisma, czasu i pamięci. Inna sprawa, że w oślepiającym słońcu i magicznym otoczeniu "koniec cywilizacji" nie przemawiał do wyobraźni...



Chwila wytchnienia dla oczu w półmroku strzelisto-koronkowej kapliczki:


Wim Delvoye "Kaplica"

Ulga jest chwilowa. Dopóki do mózgownicy wizytującej nie dotrze, że znalazła się w metalowej, pomalowanej na czarno kaplicy cmentarnej, gdzie kolorowe gotyckie witraże zastąpiły zmultiplikowane, artystycznie przetworzone rentgenowskie zdjęcia czaszek, kości i wnętrzności... Nie ma zmiłuj się. Piętro niżej udało się uniknąć końca świata, tu oglądam koniec człowieka, w każdym razie składającej się nań materii.

Tymczasem w sali stanowiącej przedsionek do ponurej kaplicy odbywały się warsztaty plastyczne dla dzieci, którym towarzyszył gwar, szczebiot, śmiechy... Na półkach w tymże pomieszczeniu leżały przeróżne, kolorowe pisma poświęcone sztuce współczesnej i nieznanym mi artystom, które można było przeglądać z ekscytacją odkrywcy... Najstosowniejszą puentą sytuacji wydaje się... "Hopla żyjemy! I już!" (za Michałem Bajorem i Jackiem Burasem, autorem tekstu).

Kolejne wstrzymujące oddech doświadczenie przestrzeni (odmiana muzealnej jogi) to wielka sala poświęcona dziełom austriackiego artysty Heimo Zoberniga. Zawieszone na ścianach płótna różnej wielkości o ograniczonej palecie barw, rozległa powierzchnia ze wszystkimi elementami architektury, światło igrające z kolorami i kształtami oraz pani pilnująca i jej krzesełko tworzą kapitalną kompozycję. Zmienne, tworzące się na oczach zwiedzającego monumentalne dzieło.



Następne pomieszczenie zagospodarowane przez Heimo Zoberniga, które na pierwszy rzut oka wygląda jak w trakcie zmiany ekspozycji i wywołuje reakcję: "O! Są półki i postumenty, a gdzie eksponaty?"


Drzemka w muzeum? Skąd ja to znam...?
(Spider może pozazdrościć wygód. On, bidulek, męczy się na plastikowych krzesełkach lub ławach bez oparć...)


Na zakończenie wizyty chwila relaksu (jakby było się czym zmęczyć!) w oryginalnej muzealnej kafeterii. Jasno, ciepło, cicho, pięknie, pusto, czyli... raj na ziemi.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...