Onego późnego niedzielnego popołudnia w Parku Szczytnickim trafiła mi się nie lada atrakcja. Banda siedmiotygodniowych terierów, która baraszkowała pod okiem sympatycznych właścicieli na jednym z trawników. Koło takich cukiereczków nie można było przejść obojętnie. Dorwałam pierwszego z brzegu celem zagłaskania, a po chwili cała gromadka wgramoliła się na moje kolana. Pięć dziewczynek.
Jedyny w tym gronie chłopak, Maks, ani chwili nie usiedział w miejscu, eksplorował teren i testował możliwości swoich miękkich jeszcze ząbków. Przetoczył się kilka razy przez moje nogi podgryzając siostry w uszy. Faceci!!! ;)
Najbardziej zaprzyjaźniłam się z prawie zupełnie białą Barceloną i Burzą z łatami wokół oczu. Pięknie się wabią i są do kupienia... Jeszcze nie zaliczam się do psiarzy, ale po dzisiejszym spacerze jestem na najlepszej drodze.
niedziela, 27 kwietnia 2014
wtorek, 15 kwietnia 2014
Tytułem wstępu...
Tęskno mi było za Francją, więc skorzystałam z pierwszej nadarzającej się okazji, żeby znaleźć się jak najbliżej niej i wylądowałam w ... niemieckim Saarbrucken, stolicy Saarlandu, 25 km od francuskiej granicy...
I ku swemu zdziwieniu znalazłam zgoła nie niemiecki wdzięk architektury i lekkość bytu. Ludzi o wielu odcieniach skóry wysiadujących w kawiarnianych i pubowych ogródkach oraz na ławkach przy głównym deptaku, bynajmniej nie lśniącym czystością, po parysku zaplamionym i zaśmieconym, co wyjątkowo uradowało moje frankofilskie serce. Puby i piwiarnie przeżywają wieczorami oblężenie. W najstarszej w mieście restauracji Zum Stiefel, serwującej dania lokalne, musieliśmy czekać na stolik, ponieważ był komplet gości, a kolejni chętni napierali i brali miejsca nawet przy drzwiach wyjściowych. Większość wyglądała na miejscowych, co jest najlepszą rekomendacją, tu i ówdzie słychać było obce języki, zwabione jak my dużą ilością pozytywnych recenzji w necie. Kulinarnie obyło się z mojej strony bez olśnień, choć wołowina była miękka, a sos na bazie razowego chleba ciekawy w smaku. Gwoli sprawiedliwości dodam, że Spider wielce chwalił saarlandowy specjał "spaetzle" z mielonym mięsem. Na restaurację o swojskiej nazwie Le Noir uhonorowaną dwoma gwiazdkami Michelin nie pozwoliliśmy sobie, ale donoszę, że istnieje takowa w niemieckim Saarbrucken.
W tymże mieście przechodzi się jezdnię na czerwonym świetle, nawet pod nosem niereagującej policji, tutejsza kolekcja sztuki nowoczesnej (nadmienię jedynie Renoira, Rodina i Maillola) przyprawiła mnie o estetyczny dreszczyk, a zawartość sklepów z antykami, pełnych przepięknych secesyjnych lamp oraz wazonów Emila Galle i braci Daum z pobliskiego Nancy, wzbudziła niepohamowane żądze... (Zostały jednak pohamowane przez dużego pana i małe karteczki z cyferkami.:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)