Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 lipca 2018

Moda wg Miltona Greena





















Jeszcze tylko do 29. lipca można odwiedzić w Hali Stulecia wystawę fotografii Miltona Greena zatytułowaną "Moda". Poszukiwanie interesujących rozwiązań formalnych, kreowanie nastroju, opowiadanie historii, inscenizowanie sytuacji, osobowości modelek wydają się interesować Greena znacznie bardziej niż moda i "fatałaszki" (a daj Boże mieć kiedyś suknię wieczorową z lat 50. lub 60. :), które przesuwają się na dalszy plan. Ekspozycja jest nieduża, poszczególne prace opatrzone bardzo lakonicznymi wyjaśnieniami (minus dla organizatora), więc tzw. większości wystarczy 45 minut na jej obejrzenie. Lekcja świetnej fotografii. Polecam.
P.S. Specjalnie dla Was wystawę przedłużono do 12 sierpnia. :) 

sobota, 16 lipca 2016

Sfinks i koliber

"Marylin i Marlena" w Hali Stulecia, czyli ekspozycja kolejnego fragmentu kolekcji fotografii Miltona Greena zakupionej przez Wrocław kilka lat temu. Wystawa nieduża (do kilkukrotnego obejrzenia w godzinę), pozwalająca zajrzeć w oczy dwóch wielkich gwiazd i sporo w nich zobaczyć, jak również docenić talent i kreatywność fotografa.



Dietrich na zdjęciach Greena z lat 50. jest zachwycająco piękna i nieodgadniona niczym sfinks. Nie odsłania siebie prywatnej. Z jej twarzy nie można wyczytać żadnych uczuć. Czasami pozwala sobie na uwodzicielską, wyzywającą minę kobiety-wampa. Wszystko w zgodzie ze standardami kina lat 20. i 30. oraz polityką przemysłu filmowego, który kreował niedostępne dla śmiertelników gwiazdy, kobiety doskonałe, żyjące miłosnymi uniesieniami, śpiące w wieczorowych sukniach na futrach z norek, jedzące tylko kawior i nie korzystające z toalet (w ogóle!;). Tylko ujęcia eksponujące słynne nogi i jedwabiste niczym z reklamy włosy przesłaniające twarz mówią pośrednio o strachu przed starzeniem się i końcem kariery filmowej.

Marylin na każdej fotografii jest inna. Odsłania się całkowicie, mieni kolorami kolibra. Bywa gwiazdą i dziewczyną z sąsiedztwa, seksbombą i kruchą kobietą z krwi i kości, jednocześnie wyzywającą i niewinną, smutną i frywolną, kapryśną i miłą.

Dzieliło je 25 lat różnicy wieku, pochodzenie, wychowanie, charaktery. Łączył zawód, który wykonywały, zachwyt publiczności dla ich urody, talentu i uzależnienie od tego zachwytu.

Marlena przeżyła 91 lat, Marylin 36. Wiadomo! Sfinksy żyją dłużej...


  

niedziela, 14 czerwca 2015

"Stwórcze ręce" polecam

Jeszcze tylko dziś (niedziela) i wyjątkowo jutro (poniedziałek; 10-17; wstęp bezpłatny) można oglądać we wrocławskim Muzeum Narodowym bardzo interesującą wystawę zatytułowaną "Stwórcze ręce". Poświęcona jest rzemiosłu artystycznemu na Śląsku w pierwszej połowie 20. wieku i prezentuje piękne, wyjątkowe artefakty wykonane z metalu. Od świeczników, kielichów mszalnych i lamp, poprzez figury świętych i świeckich, po oryginalną bramę z Piwnicy Świdnickiej, która przyjechała z Muzeum Narodowego w Warszawie.



Warto zajrzeć na tę wystawę z przynajmniej trzech powodów. Żeby docenić artystyczny kunszt i wyobraźnię metaloplastyków. Odkryć niezwykle oryginalną twórczość Jaroslava Vonki, czeskiego kowala, który osiedlił się na początku ubiegłego wieku we Wrocławiu i dzięki swojemu talentowi zdobył duże uznanie, a wykute przez jego warsztat kraty, bramy, balustrady do dziś zdobią wrocławskie kościoły, budynki Politechniki i prywatne domy (często nieświadomych swego stanu posiadania właścicieli). I po trzecie - by uważnie przyjrzeć się heroicznej, wzruszającej figurze "Ogrodnika" autorstwa tegoż Vonki.

"Ogrodnik" lub "Drzewo życia" Vonki
Lampka z warsztatu Vonki
Detal kraty z drzwi banku w Prudniku
Jowisz z bramy wrocławskiej Elektrowni Wodnej Północnej
(nie wróci już na dawne miejsce zastąpiony przez replikę)
Chrzcielnica z kościoła św. Józefa Rzemieślnika przy ul. Krakowskiej

poniedziałek, 23 marca 2015

Mendini

Na wystawę Alessandro Mendiniego, włoskiego architekta i projektanta, uhonorowanego w grudniu tytułem doctora honoris causa przez wrocławską ASP, udałam się do naszego (podobno jedynego w Polsce) Muzeum Architektury w ostatni weekend jej trwania. I dzięki Apollinowi, że się zdecydowałam pomimo negatywnej opinii koleżanki, z którą lubimy sobie pogadać o kinie, teatrze, malarstwie oraz podobnych banialukach i przeważnie mamy zbieżne opinie i sądy. Tym razem rozjechały nam się na przeciwległe bieguny.

Idealnie współgrająca z kościelnymi nawami Muzeum ekspozycja Mendiniego zachwyciła mnie wyrafinowaniem budowanym z najprostszych form, potęgą symboli, ocierającą się o mistykę, grą z tradycją i współczesnością. Porwała w rejony sztuki użytkowej przez duże S, wzornictwa przemysłowego wyniesionego przez Artystę w bałwochwalczy i jednocześnie ironiczny sposób w rejestry sztuki wysokiej.

Nie wzięłam aparatu z przyczyn, z których zwierzałam się już na łamach, więc dysponuję jedynie zdjęciami z telefonu.





Wnętrze świątynki ludzkiej próżności
i egotyzmu

Galeria świetnych rysunków
na antresoli

Mebel-ołtarzyk

Fragment wystawy w Galerii Neon ASP

wtorek, 6 stycznia 2015

Amerykanin w Paryżu, czyli Koons w Pompidou

Do Centrum Pompidou poleciałam w pierwszy dzień świąt, żeby zobaczyć wystawę Marcela Duchampa, na którą ostrzyłam ząbki od kilku miesięcy. A przy okazji popatrzeć z ostatniego piętra szklanego gmachu na ulubioną panoramę Paryża z niezwykle efektowną z tej odległości choinką Eiffla.
Chmury pędzą, rzeki płyną, w człowieku zmieniają się konfiguracje neuronów. Mrugająca o godzinie 21. wieża nie wywołała spodziewanej ekscytacji, wzbudził ją natomiast widok bazyliki Sacre Coeur w słońcu, gdy wjeżdżałam schodami w przeszklonym korytarzu na górę... Ekspozycja wielkiego kpiarza, ironisty, eksperymentatora - Duchampa pozostawiła mnie obojętną, tymczasem rozłożona na tym samym piętrze retrospektywa współczesnego amerykańskiego artysty Jeffa Koonsa, której nie miałam w planach, dostarczyła całej gamy nieoczekiwanych doznań, kolorowego koktajlu bodźców tyleż przyjemnych dla oka, co frapujących dla mózgownicy.

Snułam się początkowo zmęczona wśród odkurzaczów i tosterów wyniesionych na ołtarze sztuki, pośród olbrzymich, oryginalnych billboardów z lat 70. i 80. niezamierzenie ukazujących i utrwalających nierówności klasowe amerykańskiego społeczeństwa. Przy srebrnym wiadrze w otoczeniu wyrafinowanych przedmiotów używanych przez ekonomicznie uprzywilejowanych zaczęłam doceniać wyraziste koncepty i społeczne zaangażowanie Koonsa. Porcelanowy Michael Jackson z szympansem Bubbles bezapelacyjnie mnie zachwycił. Co za genialny, przeładowany sensami pomysł, aby przedstawić króla popu, nadwrażliwca o kruchej psychice, osuwającego się często w tandetną stylistykę, w delikatnym, białym (!), królewskim materiale, jakim jest porcelana! Misterne kwiatki otaczające postaci nawiązują do najcenniejszej porcelany miśnieńskiej, obiektu uwielbienia i pożądania kolekcjonerów i dumy muzeów na całym świecie, której bogactwo zdobień może czasami razić, ale budzi też respekt dla artyzmu i techniki wykonania. Podobnie jest z Michaelem...

Wstąpiły we mnie nowe siły. Dalej było kolorowo i efektownie w warstwie wizualnej, refleksyjnie i gorzko w sferze treści. Obrazy niczym z animacji dla dzieci połączone z przekazem dokumentu na temat współczesnego świata.









Retrospektywę Jeffa Koonsa można oglądać w Centrum Pompidou do 27 kwietnia 2015.

wtorek, 30 grudnia 2014

Impresjoniści z wizytą w Paryżu

Tak się miło złożyło, że na Święta wylądowaliśmy w Świątyni Sztuki zwanej przez poetów Miastem Światła, przez geografów Paryżem. Plan kulturalny miałam bardzo ambitny, obejrzenie około piętnastu wystaw w tutejszych muzeach, oblecenie ulubionych ulic, placów, dzielnic, odkrycie zaułków i miejsc ciągle nieodkrytych, obfotografowanie świątecznych wystaw sklepowych oraz iluminacji ulicznych...

Na pierwszy ogień poszło Muzeum Luksemburskie. Mieści się ono w pawilonie przy Pałacu Luksemburskim i sławnym Ogrodzie i organizuje dobre ekspozycje czasowe. Tym razem kuratorzy zaproponowali wystawę zatytułowaną "Paul Durand-Ruel. Postawić na impresjonizm. Manet, Monet, Renoir." Durand-Ruel - marszand, właściciel galerii w Paryżu, później również w Nowym Jorku, miłośnik sztuki jako jeden z pierwszych kupował obrazy od lekceważonych, klepiących biedę impresjonistów. Organizatorom udało się zgromadzić znakomitą próbkę tego, co przeszło przez ręce marszanda, obrazy rozsiane obecnie po muzeach w Stanach Zjednoczonych, Francji, Niemczech i pozostające własnością prywatną. Takiej gratki nie mogłabym przepuścić. Poza tym nie może być czulszego przywitania z Paryżem jak poprzez dzieła impresjonistów.

Odstałam chwilę w ogonku przypominając sobie znany przecież fakt, że w Paryżu do muzeów ustawiają się kolejki, nie udało mi się oddać kurtki do szatni, gdyż wszystkie numerki zostały wykorzystane i wkroczyłam do pierwszej sali prosto w wibrujące intensywnością kolory Renoira - portrety synów i córek Durand - Ruela.

Nie pamiętam, czy obraz Moneta "Czytająca", zwany również "Wiosną", był częścią wielkiej wystawy mojego ulubieńca w Grand Palais kilka lat temu. Być może schował się w tłumie większych formatów, choć trudno sobie wyobrazić, że mogłabym go nie zauważyć. W Muzeum Luksemburskim szeptał do mnie tak słodko i pogodnie, że nie potrafiłam od niego oderwać oczu (i uszu;). Wracałam kilkakrotnie, żeby napatrzeć się na plamy światła na trawie i sukni, na świeżość zieleni ogrodu, róż i seledyn tkaniny, spokojną twarz czytającej, poczuć piękno i i ulotność chwili.


"Czytająca" lub "Wiosna" Moneta przyjechała z The Walters Art Museum w Baltimore

"Ogród artysty" Moneta z National Gallery of Art w Waszyngtonie

"Po śniadaniu" z Muzeum Staedel we Frankfurcie

"Śpiąca dziewczyna" Renoira z The Sterling and Francine Clark Art Institute w Williamstown
Wspaniale było zastać w Paryżu impresjonistów-emigrantów zza Oceanu. Pewnie nieprędko się znów zobaczymy.

czwartek, 20 listopada 2014

Okruchy jesieni

Mój nieprzyjaciel czas pędzi wciąż na łeb na szyję pochłaniając wszystko po drodze. Wszystkożerny i nienasycony. Zbieram okruchy. Dobre i to.

Wystawa Alfreda Lenicy w Muzeum Narodowym. Meandry organicznych form wciągających wzrok w skomplikowane labirynty w poszukiwaniu sensów. Obłe kształty i miękka kolorystyka obrazów Lenicy wywoływały pozytywne wrażenia łagodząc gorzką tematykę dzieł sugerowaną przez tytuły.


Podczas gdy Spider rozbijał się po Tokio, ja wytropiłam Japonię we wrocławskiej Galerii Miejskiej na wystawie Direct Painting XY Anki Mierzejewskiej...



... oraz pod postacią miłorzębu japońskiego, klonu japońskiego i takiejże kalikarpy, które zmieniły image, gdy rodzime drzewa (buki wyglądały obłędnie w tym roku) potraciły już liście.




Kalikarpa
Jesień pozostawała długo ożywczo zielona, żeby buchnąć kolorami ognia z końcem października. Ogród botaniczny wyglądał przez trzy tygodnie zjawiskowo. Szkoda mi było każdego dnia, którego nie zdołałam wpaść tam choćby na chwilę nacieszyć oczy. A powaby jesieni trwają równie krótko jak uroki wiosny. Natura dozuje człowiekowi przyjemności, żeby nie oszalał z nadmiaru piękna :)






Idealne śniadanko na listopadowe chłody i ciemności - tiramisu a la pszczółka, czyli w miejsce lekkich jak piórka biszkoptów stosujemy ciężkie jak puchowe pierzyny magdalenki, zamiast kawy mocną herbatę, mascarpone z żółtkiem i brązowym cukrem nie odbiega mocno od tradycji, amaretto i kakaową posypkę używamy w zależności od zapotrzebowania. Wygrzebałam z dna szafy ostatnie półkilogramowe opakowanie magdalenek przywiezionych z wakacji we Francji i zaczęło się jesienne tuczenie :)

Kakaowy pyłek pominięto przez wzgląd na nadmierne spożycie kakao w formie płynnej
Wełniana martwa natura ze skarpetkami :)
Zachód słońca w Kliczkowie koło Bolesławca, gdzie pojechaliśmy popatrzeć po raz enty na odrestaurowany zamek, obecnie hotel, ujeżdżalnię koni, w której mieści się jeden z oryginalniejszych basenów hotelowych oraz pospacerować po parku i lasach wokół posiadłości.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...