Spider nie przeszedł co prawda żadnego inwazyjnego zabiegu, ale w niedzielę rano miał się zjawić świeży i myślący na zajęciach ze studentami zaocznymi.
Na godzinę przed imprezą okazało się, że wyjątkowo nie kobieta, ale mężczyzna nie ma co na siebie włożyć. Zgodnie z tradycją zostało to jednak dramatycznie wyartykułowane przez kobietę.
Pognali na łeb na szyję do Galerii Dominikańskiej, żeby zakupić fantazyjną koszulę. Zanim wybiegli z bloku, on stwierdził, że dawno nie sprawdzał skrzynki na listy, więc musi koniecznie i właśnie w tym momencie zajrzeć. Przy czym tak go zafascynowała korespondencja od spółdzielni informująca o nowej wysokości opłat eksploatacyjnych oraz zaproszenie na darmowe badanie cytologiczne, że zapomniał wyjąć kluczyk z zamka. Oczywiście przy kluczyku tkwiącym w skrzynce z wypisanym wielkimi czarnymi cyframi numerem mieszkania dyndały również klucze od tegoż mieszkania. Brak pęku został zauważony po godzinie, kiedy wrócili z zakupioną fioletową koszulą (nie wiadomo jak reszta świata, ale z pewnością Niunia będzie nią zachwycona, gdyż to jej ulubiony kolor).
Zakupy trwały dłużej niż planowali, ponieważ ona stwierdziła, że skoro już tu są, chętnie kupiłaby inne buty na imprezę, bo stare mają za długie czubki, oraz wstąpiła do fryzjera, gdyż właśnie ją oświeciło, że jej amatorskie koki nie wytrzymują nakładania czapki, więc potrzebuje profesjonalnej konstrukcji na wielogodzinne pląsy. Niestety, w salonie nie było wolnych terminów, a wszystkie ładne buty nadawały się do stania na pomniku udręczonej kobiecości.
Po odnalezieniu kluczy przy skrzynce na listy, on wyraził wątpliwość, czy aby kto podstępny ich nie skopiował i nie czyha teraz na ich dobra. Nie mieli jednak czasu, żeby przejąć się na poważnie tą myślą, gdyż trzeba było prasować koszulę zagniecioną okrutnie na tekturce i kończyć manicure. Spóźnili się na andrzejki tylko 15 minut, co w tak niesprzyjających okolicznościach należy uznać za ogromny sukces organizacyjny.
Zabawa okazała się przednia, wino zbędne, szpinak i szaszłyki z kurczaka rozpływały się w ustach niczym masło, dowcipny kolega był wykończony po trudnym tygodniu w pracy, a pod ich nieobecność nikt nie wyniósł z mieszkania kogutów. :)
Tak doszła do wniosku, że kłody leżące na drodze do przyjemnego celu należy z wdziękiem przeskakiwać czyt. ignorować. (Z innymi typami celów sprawa jest bardziej skomplikowana i wymaga dokładniejszych oględzin kłód.)
P.S. Żeby w optymizmie nie posunąć się do głupoty, po powrocie z zajęć i kanapowej regeneracji on udał się do Praktikera, zakupił nowe zamki, a następnie je wymienił.