Gdy przychodzi emocjonująca pora decydowania o miejscu wakacji, Spider nie uczestniczy, gdyż jest mu to obojętne, gdyż "rób tak, żeby tobie było dobrze", gdyż o nadciekłości można myśleć w dowolnych okolicznościach przyrody... ;)
Deliberuję sama. Włochy. Tyle jeszcze wspaniałych kościołów i obrazów Madonn z dzieciątkami do zobaczenia w słonecznej Italii... Wybrzeże Amalfitańskie podobno zapiera dech... A jakby tak polecieć do Andaluzji. Sewilla, Grenada, koronkowe mauretańskie pałace i namiętne flamenco na pewno dostarczyłyby nowych wrażeń. Usiana antycznymi resztkami Grecja także wydaje się nie do pogardzenia...
Po czym kolejny raz lądujemy w Prowansji, ponieważ myśl o niej wciąż przyspiesza bicie mojego serca skuteczniej niż Wielki Zderzacz Hadronów cząstki.
Tym razem nie udaliśmy się prosto do ulubionego pensjonatu niedaleko Arles, ale zatrzymaliśmy się na kilka dni w okolicach miasteczka Sault, w regionie słynącym z pól lawendowych. Wbrew obawom, że przybędziemy wąchać zasuszone, brązowe badyle, połowa lipca okazała się idealnym czasem na oglądanie lawendy w górskiej dolinie departamentu Vaucluse.
Zamieszkaliśmy w klimatycznej i czystej jak łza (radości) posiadłości wiejskiej Bastide des B... W pokoju słonecznikowym z widokiem na kwitnące pole lawendy... (O, raju utracony! Odzyskam cię!:) Bastide należy do sympatycznych małżonków Claudine i Stephane. Prowadzą go wzorowo zdobywając nagrody i wyrazy uznania stowarzyszeń turystycznych oraz ukontentowanych letników. Przed laty zakupili zrujnowane gospodarstwo, które Stefan - złota rączka samodzielnie remontował przez cztery lata. Od ponad roku posiadłość jest wystawiona na sprzedaż. Właściciele chcą przejść na emeryturę, kupić dom w prowincjonalnym mieście w Maroku i tam dostatnio i spokojnie żyć. W salonie widziałam sporo albumów świadczących o ich fascynacji północną Afryką. Klaudyna powiedziała nam, że jej mąż pracował od czternastego roku życia, więc należy mu się godziwy odpoczynek. Ciekawie posłuchać o takich zamierzeniach. Polski emeryt może co najwyżej planować, w którym second handzie kupi kurtkę na zimę bądź w której ławce siądzie w kościele...
Kilka kilometrów za Sault w drodze do antycznego Vaison la Romaine natknęliśmy się na widok jak ze ślicznego obrazka w średnio ambitnej galerii. Zachwycający w naturze!
Położone na wzgórzu miasteczko Aurel z perspektywy lawendowego pola. |
Plener malarski, prawdopodobnie amatorskiego koła emerytów, które w przerwach ucztowało i popijało wino. |
Syrop lawendowy w cukierni mistrza nugatu Andre Boyer w Sault. |
W sklepie ze starociami w Sault. |
Tabliczka na ścianie domu. |
Lawendynki do przytulania zimą. |
Hmmm... ciekawe, gdzie pojedziemy za rok...
Zdjęcia bajeczne, bee, przekroczyłaś już dawno mechaniczny geniusz Wielkiego Zderzacza Hadronów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale raczej zatrzymałam się na etapie małego, lekkiego Canona ;)
UsuńHa:) Jak cudnie! Widoki i zdjęcia - wszystko! Taki domeczek.. Marzenie.. Ale kierunek wakacyjny i mieszkalny absolutnie nie dla nas - ZA CIEPŁO:((( Chyba, że może nadciekłość jakoś by pomogła...:))))?
OdpowiedzUsuńNadciekłość, podobnie jak Wy, nie lubi ciepła, występuje wyłącznie w niskich temperaturach (w końcu doczytałam) :) Spidera np. kręci dopiero od -270C... Być może samo myślenie o takiej temperaturze pomaga na upały ;)
UsuńCzy słyszysz jak zgrzytam zębami? Masz może namiar na dobrego, niedrogiego stomatologa? Może być na Prowansji:) Takie widoki to mój raj nieodnaleziony - marzą mi się. Piszesz, że w lipcu jeszcze tak cudnie, a zatem może za rok. A jak z temperaturą, bo ja raczej z tych zimnolubnych. Choć w tym roku słyszałam, że w Polsce było cieplej niż na południu Europy.
OdpowiedzUsuńNiestety, Guciu, stomatologów znam tylko kiepskich i drogich, i wrocławskich... W Prowansji, słyszałam, leczą wszelkie dolegliwości zębowe miodem lawendowym ;)
UsuńW owej położonej dość wysoko, otoczonej sporymi górkami dolinie jest trochę chłodniej niż w okolicach Awinionu, Arles czy Nimes. Ranki i wieczory były całkiem rześkie. W tym roku rzeczywiście lazur się nam chwilami chmurzył, żar się nie lał jak zazwyczaj, w Aix nawet złapała nas ulewa. Wpisano do księgi zażaleń.
Jak dla mnie byłaby to książka podziękowań :) A z tej zazdrości, od której zęby zgrzytają zakupiłam sobie doniczkę z lawendą w sklepie sieciowym. Nie mam złudzeń, że postoi zbyt długo, ale nawet kilka dni sobie popatrzę na moją lawendę, nie tak piękną, bo nie w kupie, ale za to wybraną, bo moją jedyną (jak ta róża u Małego księcia). :)
UsuńI od razu przestało zgrzytać... ;)
UsuńCudne zdjęcia a jeszcze piękniejszy opis! Chciałoby się wsiąść w samochód i wyruszyć w pola lawendowe. Ale już niestety sierpień i prawdopodobnie zamiast pięknej lawendy widać już tylko "sterczące badyle"...
OdpowiedzUsuńDziękuję, Holly :)) Lawenda pewnie się kończy, ale 15 sierpnia w Sault odbywa się festiwal wieńczący sezon. Takie prowansalskie dożynki, mogłoby być fajnie...
Usuńmoże ta posiadłość na sprzedaż to jakiś znak :)?
OdpowiedzUsuńZ emerytami to różnie bywa, niektórzy z Polski wybywają na Węgry i podobno dobrze się mają, nawet przy naszych niskich zasiłkach ;)
Znak zdecydowanie, niestety, nie znam tego języka ;)
UsuńNa Węgry, powiadasz? Może emerytowani opozycjoniści wpadli na taki pomysł? ;)
piekne te kolory, lawenda w tak szaro-bury dzien idealnie rozgrzewa i oczka i dusze :)
OdpowiedzUsuńNa tym etapie kalendarza po prostu przestaję wierzyć, że może być tak kolorowo i błogo na dworze... Może dlatego tak mi się podobał Koons w Pompidou, ponieważ tam były kolory!!! :)
Usuń