Wstydzę się tego, co zrobiłam. Ale nie żałuję.
Szłam w sobotę z Niunią przez Most Tumski.
- Cio to jeśt? - spytało dziecko wskazując na tony żelastwa oblepiające balustrady.
- Kłódki zakochanych.
- A po cio?
- Zawieszają je ci, którzy się kochają, ponieważ wydaje im się ... - zamierzałam zrobić miniwykład na temat wandalizmu i szpetoty owego procederu.
- Ziawiesimy? - przerwała mi Niunia.
- Ale to jest zwyczaj zakochanych par, a poza tym...
- To my psiecieź! Ja ciebie kocham...
- Yyy... - spojrzałam w radośnie uśmiechnięte, wyczekujące oczęta i ... oczywiście uległam, wyrzekłam się przekonań, popadłam w hipokryzję.
Zakupiłyśmy na pobliskim straganie kłódkę najbliższą kolorem różowej, czyli fioletową, z naklejonym po jednej stronie serduszkiem, z drugiej napisałam markerem użyczonym przez handlarza Niunia+ciocia=WM i zawiesiłyśmy pośrodku nieszczęsnego mostu. Tak dołączyłam do grona zakochanych idiotów.
Starczyło rozumu na tyle, żeby nie wyrzucać kluczyka do rzeki.
Posłowie
W poniedziałek zdjęłam kłódkę z mostu. Niunia jak kocha, to wybaczy. :)
Biedny ten nasz stareńki Tumski, nadźwiga się. Prasa co i rusz zamieszcza fotki po raz kolejny uwolnionego z brzemion, bidaka, a zakochany naród... swoje. Pilnie trzeba nam, obywatele, pogadanek o sile miłości trwającej bez pośrednictwa kłódek i kluczyków :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy w zaistniałej sytuacji mogę jeszcze zabierać głos w sprawie...;) Trzeba by ustawić prelegenta na mostach w całej Europie, gdyż obyczaj kwitnie i nie wykazuje tendencji zanikowych..
UsuńEwciu, być może gazety zamieszczają zdjęcia Tumskiego sprzed czasów zarazy... Bywam na Ostrowie bardzo często i mogę z całą pewnością stwierdzić, że, pomimo zapowiedzi, urząd czy inny zarząd nie zdecydował się na oswobodzenie mostu w ostatnich latach. Może dawno temu, w początkach plagi.
Pewnie, że wybaczy:) Zgadzam się w 100% - obyczaj jest barbarzyński.. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńZostałam na dwa dni barbarzyńcą... Teraz mam kaca moralnego.
UsuńPozdrawiam ciepło :)
Ba takowe mosty zawieszone żelastwem stają się nawet turystyczną atrakcją :( kiedy wróciłam z Paryża i opowiadałam o wrażeniach, znajoma przerwała mi z niecierpliwością pytaniem, czy widziałam wieżę, młyn i most z kłódeczkami. Na szczęście (? dla siebie w jej oczach) mogłam odpowiedzieć pytająco na wszystkie trzy pytania), Aha i jeszcze te kolorowe rury, widziałaś? No cóż i rury widziałam :( To mi przypomina, iż inna moja znajoma (litościwie nie przybliżę kto zacz) na stwierdzenie, iż cały dzień spędziłam w Orsay`u zapytała - tu u nich też jest ten sklep? :))) A dziecku trudno się dziwić.
OdpowiedzUsuńGuciu, ależ wyborny materiał na "pogwarki koleżeńskie"! :))
UsuńOwe znajome coś jakby w wieku Niuni... ;)
Cały dzień w przeciętnym sklepie z ciuszkami, to jest prawdziwie perwersyjny pomysł na spędzenie czasu w Paryżu! ;)
oj, szybko piszę, z bykami piszę, miało być, odpowiedziałam twierdząco owej koleżance (a propos wieży, młyn, mostu i kolorowych rur), ale widzę, że odczytałaś moje intencje. Wpis na temat znajomych - wymaga nieco więcej odwagi, ale kto wie, jestem na dobrej drodze, gdyż poziom mojego wyluzowania osiąga coraz wyższy pułap. Cały dzień w sklepie z ciuchami mógłby się u mnie źle zakończyć :( A tak trochę od czapy strony- podczas ostatniej wizyty w kinie przypomniałam sobie twój wpis o wyjściu zeń z powodu zbyt dużej ilości oglądających; pan obok tak się wiercił na krzesełku, że cały film odczuwałam nieprzyjemne wibracje i jeszcze w autobusie miałam wrażenie, że podskakuję na siedzeniu, ten sam pan przez pół filmu przegryzał kukurydzę i popijał pepsi (a robił to dość ostentacyjnie i głośno, co chwilę słyszałam w tle filmu chrup, chrup i gul, gul, gul. Nie mówiąc o tym, iż przed rozpoczęciem cały czas rozmawiał z partnerką tak głośno, że nie słyszałam słowa z reklam (mała strata, ale miałam obawy, czy film przebiegnie także w akompaniamencie rozmów nadpobudliwego osobnika). Na szczęście na filmie tylko chrumkał, bulgotał i podskakiwał. A to był zaledwie jeden osobnik. Obiecałam sobie, iż kolejnym razem zakupię płytkę i obejrzę w domu :(
UsuńZażartowałam tylko w kwestii publikowania, materiał jest zdecydowanie wrażliwy, prawdopodobnie skończyłoby się tzw. zerwaniem stosunków ;)
UsuńPrzykro mi, że miałaś nieudany seans, ale za to witaj, Guciu, w ekskluzywnym klubie księżniczek :) Mnie ostatnio uprzykrzono "Wielkie piękno" i "Ona". Chwilowo przestałam chodzić do kina...
Cóż, prawie jak w piosence - takiej miłości jak Waszej wszystko trzeba wybaczyć. Nie rzucam kamieniem.
OdpowiedzUsuńO tej miłości tomy by pisać... Trudny był na przykład okres paryski, gdy "tiua" (ciocia) wyjechała na dłużej. Wtedy dziecko podśpiewywało sobie w domu i na dworze: "Tiua beee, tiua beee, tiua beeeeeeee..." Siostra zadbała o nagranie, więc wiem nawet, jak brzmiało: początek monotonnie jak mantra, końcówka z dramatycznym zaśpiewem. :)
UsuńNajważniejszy to ekologiczny i obywatelski odruch!
OdpowiedzUsuńMoże powinnam założyć Partię Obrońców Mostów i wygłaszać przemówienia (pogadanki - jak chce Ewa) na mostach w całej Polsce ;)
Usuń