Z dziennika "Nippon Anno Domini 2007"
19.11.2007, poniedziałek
Wyprawa do Sendai - Spider na konferencję, Bee do towarzystwa i jako animator okołokonferencyjnych działań turystycznych oraz rozrywkowych.
Najpierw jadą Tsuku-ekspresem z Tsukuby do Akihabary, kolorowej, rozmigotanej dzielnicy Tokio zwanej Elektrycznym Miastem, pełnej domów towarowych, w których tysiące najnowszych zdobyczy techniki mrugają oczkiem i sączą w uszy klientów "Kup mnie, kup mnie!", i szemrzą "Jestem najnowocześniejszy, najlepszy, mam setki nowych funkcji, nie możesz przejść obojętnie!!" Jeden taki aparat fotograficzny szepcze do nich od kilku tygodni "Miasta, ludzie, świątynie domagają się godnego uwiecznienia, a wasz "staruch" (trzyletni aparat!!) nie radzi sobie z intensywnym światłem japońskiej jesieni..."
Faktem jest, iż "staruszek" zwęszył koniec gwarancji i poczuł się niewyraźnie, co znalazło przełożenie wprost na zdjęcia i spowodowało niechęć Bee do fotografowania. Obowiązek spadł na Spidera, ten zaś ma bardzo indywidualny styl. Robi foty od niechcenia (czyt. nie chce mu się robić). Gdy już poczuje przypływ inspiracji, utrwala tylko fragmenty, odnosząc się z wyraźnym wstrętem do całości. Zagrożenie, iż przywiozą jedynie zdjęcia świątynnych dachówek i płaskorzeźbionych chryzantem, było realne...
Kupują strojnego młodzika. Bee momentalnie wraca wena, Spider jest zainteresowany testowaniem setek nowych funkcji... Oj, przeżyją w regionie Tohoku fotograficzny renesans...
Z Tokyo Station superekspresem udają się w dalszą podróż do Sendai. Mają miejsca na dolnym poziomie z widokiem na przesuwający się superekspresowo betonowy murek, podczas gdy górny pokład cieszy się rozległą panoramą na urocze drewniane domki, pola ryżowe, kolorowe jesienne wzgórza i ośnieżone góry...
ZAPAMIĘTAĆ: zawsze prosić o bilety na piętro w shinkansenach!!
Bezproblemowy Spider nie widzi problemu, gdyż ma w zwyczaju regenerować się podczas podróży, znaczy zasypiać, gdy dowolny środek lokomocji rusza (włączając samolot toczący się w stronę pasa startowego). Molestowany przez Bee, zapytuje konduktora o możliwość zamiany miejsc. Ów twierdzi, że wszystkie na górze będą zajęte. Chwilowo jest wiele pustych, więc Bee pozwala sobie na okupację tego lub owego pomiędzy poszczególnymi nielicznymi stacjami, podczas postojów pociągu sprawdza, czy aby nic nie zakłóciło snu Spidera, gdy pociąg rusza, znajduje kolejne wolne miejsce na górze. W półtorej godziny shinkansen pokonuje malowniczy dystans 350 km pomiędzy Tokio a Sendai... (Ostatnie zdanie dedykuję PKP.)
***
Wieczorem w jednym z niekończących się pasaży handlowych, przecinających wzdłuż i wszerz centrum miasta, wchodzą do galerii z tradycyjnym japońskim rękodziełem - wykonanymi z jedwabiu kwiatami, drzewkami, lalkami, myszkami (2008 Rokiem Szczura). Są tu również zachwycające wyrafinowaniem jedwabie na kimona oraz szlachetnie proste, granatowe i niebieskie we wzory, ręcznie barwione bawełny na yukaty (letnie stroje o kroju zbliżonym do kimona).
Właścicielka galerii wyjaśnia symboliczne znaczenie poszczególnych bibelotów. Okazuje się, że studiowała w Tsukubie (!) historię sztuki, więc jako tsukubianie przechodzimy od razu na wyższy poziom znajomości.
Darowuje nam omiyage-okurimono-prezento, zaprojektowane przez siebie pocztówki z nazwami i graficznymi przedstawieniami kombinacji zapachowych wywodzących się z gry dworskiej popularnej w Japonii już w epoce Heian, obecnie praktykowanej jako kodo. Podobno istniały 52 kompozycje złożone z pięciu różnych aromatów, każda miała niezwykle poetycką nazwę. Sztuka polegała na odgadnięciu tej właściwej. Arystokracja epoki Heian słynęła z wyrafinowanych rozrywek. Wytrenowany nos, gomen nasai, wrażliwe powonienie było wielkim towarzyskim atutem.
Sklep znajduje się na parterze niewielkiego domu, właścicielka mieszka na piętrze. Domek stoi przy najpopularniejszym deptaku handlowym w Sendai, zadaszonym na wysokości mniej więcej trzeciego piętra, więc nie dociera do niego bezpośrednio światło słoneczne. Sąsiaduje z dużo wyższymi budynkami, w których mieszczą się przeróżne domy towarowe, restauracje, pachinko (salony gier). Wysepka tradycji, przyczółek dawnych sztuk, wciśnięty w hałaśliwe morze nowoczesności.
Rozmarzyłam się. Piękna opowieść.
OdpowiedzUsuńMiałaś nowy aparat - to gdzie zdjęcia?
Ja zdjęć nie robię od lat, jakoś przestałam 'wyglądać'. A Z. z kolei 'obcinał głowy' (choć troszeczkę, choć do połowy).
Podróż pociągiem (u nas) to 'cudne' zajęcie. Tam 350 km to 150 min, u nas odwrotnie.
Fajnie tak polatać góra-dół; nie wszędzie się jednak da. We Włoszech (!) cierpiałam, patrząc na przesuwające się z obu stron gęste, wysokie krzaki. A pięterka nie było. Pozdrawiam
Czy żeby zasłużyć na takie piękne widoki to trzeba przed wyjazdem spędzić rok w książkach-przewodnikach czy też po prostu wystarczy ot-tak sobie podróżować i wszystkie te cuda ogląda się "przy okazji". Uwielbiam podróżować pociągiem, ale właśnie takim o jakim pisze Ewa, nie szybszym niż 30 km/godz., wtedy naprawdę można się napatrzyć, nasłuchać rytmu stukających o szyny wagoników...Francuski TGV mknie tak szybko, że nawet nie ma sensu przytykać nosa do szyby...
OdpowiedzUsuńNo i pytam za Ewą...nowy aparat a gdzie zdjęcia?
Drogie Dziewczyny, zadajecie kłopotliwe pytania tyczące zdjęć, powiem więcej - dotykacie drażliwego tematu... Zdjęcia z pierwszych dni w Sendai zaginęły bez wieści. Spuśćmy miłosiernie kurtynę milczenia. Będzie coś z kolejnych.
OdpowiedzUsuńEwo - obecnie każdy uznany fotograf obcina modelowi przynajmniej pół czoła, Z. po prostu wyprzedzał swoje czasy w tej dziedzinie ;) Cieszę się, że podzielasz moje zdanie, iż widok z okna pociągu powinien w Polsce przesuwać się znacznie szybciej, a generalnie być nieograniczony.
Holly, w przewodniku Lonely Planet znajdziesz wszystkie najważniejsze informacje - zarówno krajoznawcze, jak i praktyczne. Na początek warto jednak trzymać się żelaznych punktów programu - Kioto, Nara, Tokio, Kamakura, Nikko... Przy większej ilości czasu można zaszaleć i pojechać w "dziki" interior :)
A gdybyś tak tę kurtynę uniosła? Inaczej nie wiem - czy miłosierdzie okazać potrafię.
OdpowiedzUsuńMoże choć rąbek, w trochę zaniedbanym dziale - 'pogwarki'?
Ewuś, nie kuś... - powtórzę za Adamem ;)
OdpowiedzUsuń