Policjant na posterunku, a właściwie postumencie, rekompensującym mizerny wzrost strażnika porządku, na dworcu głównym Tokyo Station. Potężnym, świetnie oznakowanym labiryncie, którego trakty, korytarze, pasaże i ślepe ulice obejmują stację kolejową i superekspresową, kilka linii metra, autobusów miejskich i dalekobieżnych, delikatesy, stoiska z upominkami, restauracje i jadłodajnie. Dziennie przewija się przezeń parę milionów ludzi. Ktoś musi czuwać nad tym żywiołem...
Połączenie hostessy ze strażniczką - z przewagą tej drugiej.
Pani stała przy planie sytuacyjnym w atrium wieżowca Meiji Yasuda (każdy ma swoją nazwę), mieszczącego prócz biur, sklepy i restauracje. Miała marsową minę, może była po prostu zmęczona wielogodzinną "wartą" i potwornie znudzona brakiem szukających pomocy klientów. Nieliczni przechodnie radzili sobie sami, głównie robiąc zdjęcia przy świątecznych dekoracjach. Zagadnięta powściągliwie się uśmiechnęła, pozwoliła sfotografować i opowiedziała o historycznym znaczeniu widocznego z jednej strony atrium budynku. Wzniesiony w drugiej połowie XIX wieku w stylu zachodnim uznawanym za szczyt nowoczesności w modernizującej się Wielkiej Japonii, stanowi świadectwo architektury Tokio tamtej epoki, chronione prawem, więc architekt wkomponował go w biurowiec biznesowej dzielnicy Marunouchi. Komponowanie wypadło zgrzytliwie, budowla robi wrażenie dekoracji filmowej. Musieliśmy uciec się do pomocy wartowniczki, żeby rozproszyć wątpliwości, czy jest oryginalna. Przy okazji rozwialiśmy na pięć minut otaczające ją opary nudy.
Emerytka licząca w sobotni poranek samochody przejeżdżające przez skrzyżowanie w centrum Tsukuby, położonego 50 km na północ od Tokio tzw. miasta nauki.
Najbardziej zafrapowało nas zajęcie strażnika, na którego natknęliśmy się w zakamarkach innego wieżowca w Marunouchi, gdy szukaliśmy drogi do Muzeum Idemitsu znajdującego się na IX piętrze budynku Teigeki. Ktoś nas skierował do dziwnego przejścia pomiędzy drapaczami. A tam, w ciemnym, chłodnym, wyłożonym marmurami, mało uczęszczanym korytarzu stał na baczność człowiek w mundurze. Zaskoczenie jego samotną obecnością w tej bezdusznej pustce było tak duże, że zapomniałam o utrwalaniu. Zresztą nie śmiałbym proponować, tak kompetentnie poważny się wydawał. Wbił mi się jego obraz w pamięć - to wystarczy. Cześć pracy...
O tak, wiele stanowisk pracy na całym (okazuje się) świecie ma b. głębokie uzasadnienie. Choć nie śmiem nawet pytać jakie. Grunt, że praca jest.
OdpowiedzUsuńInaczej blady strach pada na wszystkich w koło a bezrobocie osiąga dwucyfrowe parametry.
Masz rację, wiele działań zdaje się przypadkowymi i nie wiadomo kiedy i po co stają się 'cyklem'.
Boże, jak ja chciałabym tak sobie stać, patrzyć na ludzi, snuć marzenia, myśli, projekty i jeszcze do tego zarabiać na tym pieniądze. A liczenie samochodów jest bardzo ważną pracą! Imałam się jej, gdy jako studentka nie znałam jeszcze słowa po francusku. Mam z tego okresu miłe wspomnienia, byliśmy doborowym towarzystwem studentów w którym każdy dorabiał sobie na inny cel...Na posadę strażnika też jestem w stanie przystać ...Czy w Japonii jest bezrobocie? Czy też w taki właśnie oto sposób je wyeliminowano.
OdpowiedzUsuńEwo, zaiste, gdyby wszyscy wartownicy, strażnicy i porządkowi poszli w Japonii na zieloną trawkę, wskaźniki bezrobocia oszalałyby. A przeróżne zdarzenia życiowe, które układają się w mniej lub bardziej wyszukane wzory - to zagadnienie dla genialnego matematyka-filozofa, który się jeszcze nie narodził...
OdpowiedzUsuńHolly, hm... Jako stójkową w d`Orsay lub Luwrze przez trzy dni, jestem sobie w stanie Ciebie wyobrazić, dłuższy okres czasu, przekracza możliwości mojej imaginacji ;)
Na temat problemów na japońskim rynku pracy (to zresztą światowa tendencja) polecam świetny artykuł:
http://www.nytimes.com/2011/01/28/world/asia/28generation.html?_r=1&pagewanted=all
O "dziwnych" zawodach w Azji pisała kiedyś Siamsoleils, pokazując Tajów, którzy wykonują prace w Europie zarezerwowane dla maszyn (np. kasowanie biletów w autobusie). W Tajlandii wynika to pewnie z niskiego kosztu siły roboczej, ale w Japonii? Z kultu pracy?
OdpowiedzUsuńKatasiu, w Japonii szczególnie rzucają się w oczy przeróżni porządkowi. Myślę, że ich nadmiar wynika z potrzeby czy wymogu zapewnienia społeczeństwu poczucia bezpieczeństwa, do którego to komfortowego uczucia Japończycy bardzo przywykli, również z szalenie zawyżonych standardów dbałości o klienta (hostessy, liczna obsługa w sklepach pokrzykująca od progu powitalne formułki, czasem wręcz uniżoność sprzedawców, obsługi hoteli). Olbrzymią wagę przywiązuje się w Japonii także do bezpieczeństwa na ulicach - wiele razy musiałam skrywać uśmiech na widok "przeprowadzaczy" wskazujących neonowymi pałkami wolną drogę na przejściach z sygnalizacją świetlną...
OdpowiedzUsuńKult pracy i bogactwo japońskich korporacji w czasach "bubble economy" też pewnie przyczyniały się przez dziesięciolecia do przerostu zatrudnienia, choć ostatnie lata mocno to weryfikują.
A tutaj jest praca dla nauczycieli japoński Wrocław - http://preply.com/pl/wroclaw/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-japońskiego
OdpowiedzUsuńOfert nie brakuje