wtorek, 25 listopada 2025

Powrót Wielkiej Nieobecnej

Dyskusja z moją ulubioną nastolatką, którą znacie pod wdzięczną ksywką - Niunia, a która właśnie w przypływie uznania dla literatury blogowej i jej pamiętnikarskich zasług, uchyliła zakaz pisania o sobie. (Czytajcie, bo łaska nastoletnia na koniu z ADHD jeździ.)

CIOTKA: Proszę mi tu nie odwracać kota ogonem. Mam już jednego takiego, który się w tym specjalizuje...

MŁODA OSÓBKA: To ja będę odwracać PSA, ciociu... Nawet wolę.

Także ten... nie wiem, czy podołam... :)

Do powyższego zwierzyńca dorzucam zająca obróconego głową przez szwedzkiego malarza Bruno Liljeforsa.

niedziela, 16 listopada 2025

Pomiędzy

Niedzielnie pozdrawiam z nowego miejsca w malowniczym cieniu secesji i żarówki na drucie, świadczącej o nazbyt licznych ostatnio mężowskich podróżach służbowych uniemożliwiających przeprowadzenie operacji zawieszania lamp i żyrandoli.






Jednak nadal w moim sercu żyje poprzednie mieszkanie, mniejsze i pod koniec już niemożliwie zagracone, ale tak bardzo moje. Rozkoszna oaza ze zbliżonym do ideału układem obrazów na ścianach i ceramiki na każdej dostępnej powierzchni. Z cudownym miejscem do czytania przy wielkim oknie balkonowym z widokiem na ogrom nieba i niekończące się spektakle chmur, na historyczne dzielnice Wrocławia i uroczy zadrzewiony skwer. To mieszkanie było jak stworzony przeze mnie mikrokosmos, który pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Miało też kilka minusów, ale o tym innym razem. :)

Łącznikiem między dawnym i nowym jest ten obraz szwajcarskiego malarza Ericha Sahli z 1968, który zakupiłam lata temu okazyjnie na giełdzie antyków i staroci, który uwielbiam i wynosiłabym w pierwszej kolejności w razie... dowolnej klęski żywiołowej. Chwilowo prowizorycznie umieszczony na gablotce w salonie, tak że mam go cały czas na/w oku. Pierwszy w długiej kolejce chętnych do powieszenia.


niedziela, 5 października 2025

Mała aktualizacja

Mili Moi, powiem trzy słowa...

PRZEPROWADZKA

KOSZMAR

RATUNKUUUUUU!!!!!!!!!



Dla zainteresowanych sztuką oraz z szacunku dla autorki drzeworytu - opis na tabliczce po lewej. Zdjęcia z wystawy "Ukryty modernizm. Fascynacja okultyzmem około 1900 roku", którą z entuzjazmem "zaliczyłam" w Muzeum Leopoldów w Wiedniu w drodze powrotnej z wakacji. Polecam gorąco i muzeum, i wystawę.

piątek, 15 sierpnia 2025

Dziś albo nigdy, czyli zaległa notatka




















Irysy zakwitły w Botanicznym krótko po naszym powrocie z Japonii. Wcześniej nie próbowały, ponieważ w nocy bywało 3C, w dzień 13C, jak donosili przyjaciele i onet. Wtedy pomimo powziętego postanowienia, że nie kupię w tym roku sezonowego karnetu, bo nie chcę więcej patrzeć na koszmarne wycinki i przycinki drzew oraz krzewów, które dewastują i oszpecają Ogród od kilku lat, po ujrzeniu przez pręty ogrodzenia irysowych łanów, natychmiast nabyłam tenże karnet. Przez kolejne trzy tygodnie wpatrywałam się w nie z uroczystym zachwytem, w okularach (dla detalu) i bez (dla koloru) odstraszając innych spacerowiczów dziwacznym zachowaniem. I utwierdzając się enty rok z rzędu w przekonaniu, że bogactwo odmian, różnorodność barw, wyrafinowanie kształtów stawia irysy wśród najpiękniejszych stworzeń na ziemi. (Coraz rzadziej stosuję stopień najwyższy, nie znoszę efekciarskich naj- z instagrama i fejsbuka, lecz tu po prostu nie ma wyjścia.😄) Przepadam za wisteriami i piwoniami, doceniam róże, dalie, lilie..., ale w tym towarzystwie bogini jest jedna. Tęczowa Iris. (Rodzaj żeński utracony w polskim tłumaczeniu.)

***

Tegoroczne pokolenia irysów nie miały łatwo. Trafiły na czas burz i naporów. Co prawda temperatura z końcem maja i w pierwszej połowie czerwca podniosła się z haniebnego upadku, ale uporczywe deszcze i zimne wiatry złamały niejedno istnienie.





***

Łapałam to piękno gorliwie, żeby przetrwało nie tylko w mglistym wspomnieniu cudu wiosny 2025, ale również na zdjęciach, które stają się przedłużeniem, magazynem, nieodzownym wsparciem mojej pamięci.



































poniedziałek, 14 lipca 2025

XD

Przejście dla pieszych, świeżo pomalowanych kilka pierwszych pasów. Samochód służby drogowej blokuje skrajną nitkę trzypasmówki, żeby auta po niej nie jeździły. Zapala się zielone światło dla pieszych. Tłoku nie ma, wczesny wieczór. Prócz mnie jedynie młody mężczyzna. Przechodzę obok pasów, żeby nie zostawić śladów, nie niszczyć czyjejś pracy, swoich butów. Mężczyzna idzie środkiem, bez zakłóceń w marszrucie. Z naprzeciwka jedzie dwójka rowerzystów. Dziewczyna dokładnie jak ja, omija z boku, facet pruje centralnie. Wnioski mam, poparte wieloma innymi obserwacjami, ale wyciągajcie własne.😆😏

piątek, 11 lipca 2025

Wycieczka do Warszawy


Aktualna wystawa "Przestrzenie” w Zachęcie jest dla współczesnego odbiorcy nadzwyczajną okazją, żeby poddać się fascynującej zabawie i pracy z otoczeniem, kolorem, dźwiękiem oraz... czasem. Rekonstruuje bowiem historyczne działania polskich twórców z przestrzenią, tzw. environmenty, zaczynając od końca lat 50. przez 60. i 70. W ustrojowych i mentalnych odmętach PRL-u, artyści we współpracy z galeriami sztuki współczesnej w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Zielonej Górze realizowali absolutnie nowatorskie koncepcje, poszerzające zakresy oddziaływania, będące zaczątkiem późniejszych instalacji i performensów.

Zdzisław Jurkiewicz

***
Wojciech Fangor, Stanisław Zamecznik



W ubiegłym roku podczas ekspozycji we wrocławskiej Fundacji Krupów widziałam kronikę filmową z lat 50. relacjonującą "eksperyment" W. Fangora i S. Zamecznika, od pierwszego do ostatniego kadru w prześmiewczym tonie. M.in. zestawiono czarne wibrujące półkole Fangora ze zmierzwioną czupryną (kołtunem?) chłopa odwiedzającego wystawę. Całości towarzyszył podkładany rechot, jak nie przymierzając w amerykańskich serialach.
Wielkie było moje zaskoczenie (poszłam bez przygotowania) i ekscytacja (większa nawet niż u wspomnianego chłopa), kiedy w Zachęcie w pierwszej sali ujrzałam rekonstrukcję tegoż "eksperymentu".


W ostatnim pomieszczeniu poświęconym dokumentacji polskich environmentów można obejrzeć także tę rzeczywiście komiczną z dzisiejszego punktu widzenia kronikę.

Wspaniałe lewitujące w mrokach (patriarchalnych) prace Marii Pinińskiej-Bereś

"Keep smiling" M. Pinińska-Bereś

Ewa Partum

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Na chorobowym

Choroba zakaźna zwana Japonią, od której byliśmy wolni przez ładnych paręnaście lat, powróciła. Po ubiegłorocznym pobycie najwyraźniej nie doleczyliśmy się... Uaktywniła się tym razem pod koniec kwietnia.
Wiśnie już przekwitły, ale azalie i wisterie w tym niebezpiecznym kraju to równie interesująca historia... Świątynia Shiofune Kannon-ji, oddalona 1,5 godziny pociągiem od Tokio, położona jest w dolinie usłanej setkami krzewów azalii. Wędruje się ścieżkami między nimi trochę jak we śnie szalonego japońskiego ogrodnika albo niczym bohater animacji Miyazakiego. Wrażenia nierealne... Aktualnie nie mam pewności, czy naprawdę tam byłam. ;)





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...