niedziela, 16 listopada 2025

Pomiędzy

Niedzielnie pozdrawiam z nowego miejsca w malowniczym cieniu secesji i żarówki na drucie, świadczącej o nazbyt licznych ostatnio mężowskich podróżach służbowych uniemożliwiających przeprowadzenie operacji zawieszania lamp i żyrandoli.






Jednak nadal w moim sercu żyje poprzednie mieszkanie, mniejsze i pod koniec już niemożliwie zagracone, ale tak bardzo moje. Rozkoszna oaza ze zbliżonym do ideału układem obrazów na ścianach i ceramiki na każdej dostępnej powierzchni. Z cudownym miejscem do czytania przy wielkim oknie balkonowym z widokiem na ogrom nieba i niekończące się spektakle chmur, na historyczne dzielnice Wrocławia i uroczy zadrzewiony skwer. To mieszkanie było jak stworzony przeze mnie mikrokosmos, który pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Miało też kilka minusów, ale o tym innym razem. :)

Łącznikiem między dawnym i nowym jest ten obraz szwajcarskiego malarza Ericha Sahli z 1968, który zakupiłam lata temu okazyjnie na giełdzie antyków i staroci, który uwielbiam i wynosiłabym w pierwszej kolejności w razie... dowolnej klęski żywiołowej. Chwilowo prowizorycznie umieszczony na gablotce w salonie, tak że mam go cały czas na/w oku. Pierwszy w długiej kolejce chętnych do powieszenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...