Wieczorem
Spiderowi zapodziała się karta do firmowej kantyny. Szukał, szukał, nie znalazł. Poprosił Bee o przyrządzenie kanapek do pracy. Naprodukowała górę estetycznych-apetycznych sandwiczy. Owinęła folią, włożyła do woreczka i do lodówki.
Nazajutrz z rana
Po Spiderze nie ma śladu, na lodówce leżą kanapki. Niezły początek thrillera a la późny Hitchcock lub środkowy Polański.
W okolicach południa
Bee otrzymuje wiadomość ze zdjęciem. W tytule czyta: Lunch zakręconego naukowca.
Spider chwycił z lodówki końcówkę chleba, zamiast kanapek, które zresztą chwilę wcześniej wyjął, co świadczy, że jakiś kontakt z rzeczywistością zaistniał. Pomimo licznych przeciwności losu, postanowił nie poddawać się. Przyrządził sobie barszczyk z torebki, przeciął piętkę nożykiem do papieru i voila!
Pomiędzy małżonkami wywiązała się następująca wymiana mejli:
Bee: "Mam nadzieję, że nożyczki widoczne na zdjęciu, to nie groźba popełnienia seppuku po kiepskim żarciu..."
Spider: "Raczej myślałem o obcięciu języka. Po tak wykwintnym daniu warto pozbyć się smaku, aby ten ostatni pozostał na całe życie..."
Happy end: odnalazła się karta stołówkowa
O ludzie, śmiałam się na cały głos.
OdpowiedzUsuńPaństwo naprawdę jesteście nie do przebicia.
A swoją drogą i zaradne z niego chłopisko i otwarte na wszelkie nowe smaki!