"Kochamy nasze byki" - stwierdził żarliwie właściciel naszego maison d`hotes Jean-Louis, który urodził się w Krainie Byków i mógłby opowiadać o tych zwierzętach godzinami.
|
"Wystroili jak dziewczynę i znów będą się za mną uganiać..." |
Przy śniadaniu uraczył nas dykteryjką, jak to kilka lat temu pewien byk uciekł z tutejszej areny, gdy odbywały się gonitwy i ruszył samopas zwiedzać okolicę. Przeraził kilka matek z dziećmi na ulicach miasteczka, ludzi uprawiających pola, wpadł na werandę domu, wprawiając w osłupienie rodzinę spożywającą kolację. Zakończył swoje harce w czyimś basenie, z którego nie potrafił się wydostać i wyciągnięto go stamtąd za ogon, co plastycznie zademonstrował Jean-Loius. Arenę udoskonalono.
Innym razem byk "na gigancie", uciekinier z pastwiska, zderzył się z pociągiem. Nie wiadomo, czy w swej królewsko-chuligańskiej pysze chciał go staranować, czy w panice nie zauważył, w każdym razie zakończyło się to dla niego tragicznie... Przerobiony na gulasz z czosnkiem i anchois.
Gonitwy (courses camarguaises), zwane także bezkrwawymi korridami, praktykowane są w rejonach sąsiadujących z bagnami Camargue - w części Langwedocji i zachodniej Prowansji. Zabawa polega na pozbawieniu byka przez panów raseteurs czerwonej kokardki zamocowanej na czole i białych umieszczonych na rogach. Rozrywka owa w obecnym skodyfikowanym kształcie istnieje ponad sto lat, ("Wcześniej pastuchowie po prostu uganiali się za bykami" - stwierdził gospodarz) i autentycznie pasjonuje mieszkańców tutejszych wsi oraz parotysięcznych miasteczek. Widok starszych panów, emerytowanych macho, z błyskiem w oku machających rękami i pohukujących na gnane ulicami byki, ba, wychodzących naprzeciw rozpędzonej kilkutonowej masie, przyprawia o niedowierzanie pomieszane z rozbawieniem.
|
Ostrzeżenie przed bykami na ulicach |
|
Mieszkańcy miasteczka w oczekiwaniu na rozrywkę |
|
Rozpędzona masa zwierzęco ludzka, głośny tętent kopyt na asfalcie, ekscytacja widzów, okrzyki "Toro!! Toro!!" - wszystko trwa kilka sekund |
|
Młody macho łapie byka za rogi |
|
Starsi macho wspominają taaaakie byki |
Gonitwy organizowane są od wiosny do jesieni i stanowią najważniejszy punkt programu lokalnych fet. Większość nawet niewielkich miejscowości posiada własną arenę. W okresie wakacyjnym prawie codziennie można gdzieś obejrzeć course lub pędzenie byków ulicami w asyście konnych jeźdźców dosiadających siwków z Camargues. W Arles i Nimes gonitwy, jak również prawdziwe korridy, odbywają się na antycznych arenach, pamiętających walki gladiatorów. Lokalna prasa codzienna oraz strona internetowa donoszą o aktualnościach http://ffcc.info/ W telewizji Sud oraz jej wydaniu internetowym można śledzić program zatytułowany Noir et Blanc (Czarno-biały, Czerń i biel), co jest oczywistym nawiązaniem do karnacji byków z Camargue i kreacji igrających z nimi młodzieńców http://www.tvsud.fr/.
|
Arena w Arles |
Jean-Louis sprawdził w obu źródłach i dowiedzieliśmy się, że dnia onego będziemy mogli popatrzeć na byki na rzymskiej arenie w Arles lub w miasteczku Montfrin. To ostatnie leży niedaleko Awinionu, do którego wybieraliśmy się na wieczór festiwalowy, więc padło na Montfrin, co znalazło uznanie doskonale obeznanego z regionem gospodarza: "Dobry wybór, arena ocieniona platanami, będzie się wam dobrze oglądało". Rzeczywiście przy 35C o 16.30 platany dawały przyjemny cień, byki miały zróżnicowane charaktery, od aktywnych-agresywnych, przez leniwego inteligenta, po ciekawskiego turystę, razeterzy fruwali nad ogrodzeniem jak białe gołębie, jeden dał się odrobinę poturbować przez najwaleczniejszego toro, który z upodobaniem przeskakiwał przez ogrodzenie areny, biegał w przestrzeni wokół niej tocząc twardym wzrokiem po trybunach i nie dając się zapędzić z powrotem.
Widowisko jest interesujące jako element lokalnej tradycji, lecz etycznie podejrzane, jak wszędzie tam, gdzie człowiek wykorzystuje zwierzęta dla własnej rozrywki. Momentami żal patrzeć na te wielkie stworzenia uganiające się za zwinnymi mężczyznami z wywalonym ze zmęczenia jęzorem, ryczące w irytacji i bezradności... (Prawdziwa corrida to musi być koszmar...)
Tymczasem pozostaje przyjąć za dobrą monetę miłosną deklarację Jeana-Louisa - naszego langwedockiego cicerone - i mieć nadzieję, że byki odwzajemniają te afekty.
Toż przez jedną sekundę nie przyszło mi do głowy, że takie szaleństwa odbywają się we Francji! Korrida francuska! Aż trudno uwierzyć oczom...Przeżyć mieliście więc chyba co niemiara...tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńByk na pierwszym zdjęciu niebywale urodziwy. W oczach ma dystans i zadumę; nie zachwyca go to, co niebawem będzie jego udziałem.
OdpowiedzUsuńW podobnym miasteczku, przy podobnym upale, śledziłam kiedyś zmagania lokalnych macho z bykami. Tylko drzewo było bardziej rachityczne od platana, dawało zbyt mało cienia...
Być może dlatego wcale nie podobał mi się entuzjazm areny,
a'zabawę' - mimo że bezkrwawa - uznałam za barbarzyńską.
Ewo, byk urodziwy, ale i chłopcy kręcący się wokół byka chyba też niczego sobie...Może to impreza dla młodych dam, żeby mogły wybrać sobie najdzielniejszego kandydata na męża? Nie takie to znowu barbarzyńskie...
OdpowiedzUsuńKochane Dziewczyny, lubię te Wasze dyskusje, na którymkolwiek blogu by się nie toczyły :)
OdpowiedzUsuńEwo, u mnie zainteresowanie i ekscytacja widowiskiem walczyły z współczuciem dla byków. Gdy te ostatnie przeskakiwały ogrodzenie biegnące wokół areny ocierając o nie brzuchem, przewracając się na podkurczone nogi, deliberowałam, czy ich to nie boli... Spider twierdził, że nawet nie poczuły, ale ekspertem od byków to on nie jest...
Holly, pewnie niejedno dziewczęce serce trafiła strzała Amora podczas gonitw. Dziewczyna razetera siedziała koło mnie podczas imprezy w Montfrin, podawała mu ręczniczek, coby otarł spocone czoło i wodę, coby się nie odwodnił w pogoni za kokardkami.