Zaistnienie w życiu człowieka czekolady-giganta, powoduje, niestety, nieodwracalne zmiany w mózgu, który to organ od momentu tego spotkania odbiera zwyczajną stugramową tabliczkę jako drobną przekąskę, a konsumpcji pojedynczej kostki ze zwykłej tabliczki w ogóle nie zauważa.
Pewnych problemów nastręcza odłamanie kawałka niebios z kolosa. Powiem wprost, dla malej, slabej kobietki jest to wręcz niemożliwe. Do tego trzeba jakiegoś barczystego drwala, kowala albo górala. Naukowiec się nie nadaje. (Nadaje, nadaje, tylko poszłam na efekt ;)
Slaba na ciele, ale nie na umyśle kobieta radzi sobie, jak potrafi. Udaje się do kuchni, otwiera szafkę, wyciąga długi, ostry nóż, wącha stal, budzi nagi instynkt i ... ciach, ciach... uderza w kakaową skałę!! Z głuchym dźwiękiem odpadają nieregularne odłamki.
Plusem bycia obdarowaną kilogramem czekolady jest błogie poczucie aprowizacyjnego bezpieczeństwa, minusem perspektywa endorfinowego więzienia...
Cudowny prezent, wymarzony! Czekolada jest po prostu jak amulet, tylko jej odpowiednia, codzienna porcja pozwala nam przeżyć i zabezpieczyć się przed wszystkimi uciążliwościami życia. Gratuluję przyjaciół i zazdroszczę...Ale ja też każdego, kto przyjeżdża ze Szwajcarii proszę tylko o jedno, o czekoladę...bo mimo, że pewnie i Francuzi i Belgowie się obrażą, jest po prostu najlepsza. A Favarger to znakomita marka, jedna z najlepszych i najstarszych produkowana rzemieślniczo w Versoix. Co roku, podczas dni dziedzictwa narodowego organizowane jest zwiedzanie ich pracowni. Często przejeżdżałam przed fabryczką położoną pięknie prawie nad samym jeziorem genewskim...
OdpowiedzUsuńSzwajcaria ma godne pozazdroszczenia tradycje w tej słodkiej dziedzinie, receptury doskonalone przez pokolenia - Favarger istnieje już prawie 200 lat!! Zwiedzałam dwukrotnie starą fabrykę czekolady Cailler w Broc - już sam unoszący się w niej zapach świeżych ziaren kakao, masła kakaowego, orzechów przenosił do lepszego świata:) A potem nastąpiła degustacjach ich szerokiego i pysznego asortymentu. Tu zamilknę, bo brakuje słów... :)
OdpowiedzUsuńTakie prezenty lubię! W Norwegii kupiłam taki "blok" o wadze 500 g, też niezły. Ale pamiętam czasy kryzysu w naszym kraju, gdy udało mi się kupić czekoladę "wyniesioną" (żeby nie napisać prawdy brutalnej) z zakładu produkcyjnego. Wynoszenie odbywało sie w woreczkach foliowych mocowanych w spodniach, na udzie. Blok czekolady miał więc kształt niemalże "zbroi" - z męskiego uda. Ważyło to własnie około kilograma, a smakowało!!!!! Niekoniecznie zapewne ze względu na jakośc, bardziej na czasy trudne.....
OdpowiedzUsuńŚwietna historia! Komuna ogromnie pobudziła narodową inwencję i pomysłowość... Hm, czekolada w kształcie męskiego uda ... jak fragment rzeźby, czekoladowe lapidarium. Paryż oszalałby z zachwytu!!!! :)
OdpowiedzUsuń