czwartek, 20 października 2011

Pokaż mi ambasadę, a ... część II

Ambasada Włoch - Hôtel de Rochefoucauld-Doudeauville:

- kolejka ustępowała długością tylko tej przed Pałacem Elizejskim i Hôtel de Matignon - siedzibą premiera Fillona, posuwała się tempem ugotowanego winniczka, mimo braku jakiejkolwiek kontroli

- tak, tak, żadnych bramek, żadnego gapienia się ludziom w osobiste bagaże (my, Włosi, całkowicie ufamy bliźnim, terroryści są wymysłem Busha i Blaira, poza tym życie jest krótkie i lepiej napić się espresso)

- brak jakichkolwiek zabezpieczeń antycznych dywanów i parkietów, które we wszystkich innych ambasadach przykryte zostały na szlaku zwiedzania zwykłymi chodnikami (życie ma się jedno i szkoda go na załatwianie chodników, poza tym jakież to nieeleganckie rozwiązanie, a dywany się wypierze)

- ulotek nie przygotowano (mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie...zepsuł się ekspres do kawy!)

- na dziedzińcu każdą kolejną grupę witał pan, który wyglądał, jakby wyskoczył właśnie z ekskluzywnego żurnalu mody, był elegancki i oryginalny zarazem, z idealnie przystrzyżoną brodą (zaczynają być trendy) i olśniewającymi zębami; nie słyszałam, co mówił, bo zamieniłam się w...e ... wzrok; następnie oddał nas w ręce pracownika ambasady, który miał służyć za przewodnika. Nasza blond przewodniczka nie zdążyła się przygotować, bo wklepywała wieczorem balsam i przyrządzała tiramisu na romantyczną kolację (tak trzymać! - Polka popiera:), próbowała czytać coś z wystrzępionej kartki, w końcu dała za wygraną i puściła nas samopas, co skrzętnie wykorzystaliśmy rozłażąc się po kątach, celem obejrzenia i obfotografowania najdrobniejszych detali. Inne grupy nie miały tak dobrze, popędzane przez nieco bardziej obowiązkowych oprowadzaczy.

- przecudnej urody osiemnastowieczne wnętrza, ozdobione w większości przez włoskich malarzy, rzeźbiarzy, zachwycają lekkością, oryginalnością, kolorem (my, Włosi, nie mamy sobie równych w dizajnie! od wieków! amen); tego dnia świeciło słońce, ale i bez niego te wnętrza byłyby słoneczne (jak wy, Włosi, to robicie???); tu i ówdzie przydałoby się umycie żyrandoli, odmalowanie sufitu, ale właściwie po co się śpieszyć, patyna czasu dodaje szlachetności i zupełnie nie przeszkadza w piciu kawy




Teatr sycylijski wykonany przez XVIII-wiecznego artystę weneckiego
- po opuszczeniu sali teatralnej trafiliśmy prosto do ... ekskluzywnego domu towarowego Ambasador; w rozstawionych na tarasie ogrodowym namiotach rozkwitł w najlepsze handel włoskimi torebkami, biżuterią, ubraniami (zawsze jest dobry moment na zakup nowej torebki)

- a w ogrodzie częstowano pysznym espresso, co momentalnie poprawiło humor zmęczonemu nadmiarem antyków Spiderowi i skłoniło go do refleksji: "Fajnie być Włochem!"

2 komentarze:

  1. Ten spider to jakiś zakręcony gość. Pozdrawiam wierny czytelnik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby kto wiedział, jak Takiego choć trochę odkręcić...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...