Elegantki z Heidelbergu...
...nobliwego, wypucowanego, wyremontowanego (te plastikowe okna w historycznych budynkach!) nudnawego Heidelbergu,
w którym zatrzymaliśmy się w drodze do Prowansji. Oczekiwania miałam wysokie, bo to przecież jedna z najpopularniejszych turystycznych atrakcji Niemiec, a tłum się w takich sprawach nie myli... Miasto, owszem, ładne, stare, z imponującą historią (pierwszy w Niemczech uniwersytet), pięknie położone w dolinie rzeki Neckar, a jednak czegoś mu brak. Charakteru? Wdzięku? Nie powiększyło gałek ocznych (też macie taki objaw?), nie wyrwało z piersi zachwyconego westchnienia.
Strojnisie z Marsylii...
pulsującej życiem z całą jego chaotyczną różnorodnością.
Zresztą może ja niedomyślę i niedowidzę zaślepiona miłością do alei platanów o potężnych żółto-szarych pniach, bulwarów malowanych cieniami ich liści, do eleganckich fasad francuskich pałaców zwieńczonych fantazyjnymi liniami dachów, do kamienic z kutymi balkonami oraz rzędami jasnobłękitnych okiennic...
Jednak nie byłam w tym zawiedzeniu, nieusatysfakcjonowaniu sama:
- Trzeba było jechać do Strasburga - rzekł Spider.
I postanowiliśmy zgodnie nie robić więcej przystanku w Niemczech.