"Żelazna Dama"
Reżyserka - Phyllida Lloyd, scenarzystka - Abi Morgan oraz Meryl the Greatest wespół w zespół sportretowały kobietę z charakterem i niezłomnymi przekonaniami, odważniejszą i twardszą od większości mężczyzn parających się polityką wówczas i dziś. Najważniejsze momenty z życia politycznego i osobistego sławnej pani premier pokazano z perspektywy staruszki z początkami Alzheimera. Dla wielu kontrowersyjny punkt widzenia, moim zdaniem boleśnie doskonały do podsumowania tak niezwykłego życia. Dotkliwie uzmysławiający warunki, na jakich żyjemy, prostą prawdę, że czas jest limitowany i od nas zależy jak go wykorzystamy.
Streep nagrodzono Oscarem, i dobrze, bo statuetka należy jej się za cztery piąte zagranych ról. Zasłużony Oscar za charakteryzację, bo na upodobnioną do Thatcher czy postarzoną aktorkę patrzy się bez rozpoznawczego dysonansu, mówiąc prościej - bez odczucia, że coś nie gra a na pewno nie jest to wina Kobiety Kameleona.
"Róża"
Wojciech Smarzowski pokazuje dramatyczną powojenną rzeczywistość przyłączonych do Polski Mazur. Wspólną potworną historię Mazurów, Polaków, Niemców i Rosjan. I znów nie pozostawia wątpliwości co do niegodziwości i bestialstwa rodzaju ludzkiego, które to cechy wyłażą na wierzch w całej okazałości w czasach próby - wojen, przemian dziejowych, przełomów życiowych. Jedyny sprawiedliwy (bez ironii) w morzu złoczyńców i oportunistów, grany oszczędnie i bardzo przekonująco przez Marcina Dorocińskiego, daje oparcie skrzywdzonej kobiecie (równie prawdziwa, krucha i silna Agata Kulesza) i jej córce. Malutki płomyk nadziei niesie w tym smutnym filmie drugi człowiek, który sprawdził się w najtrudniejszych okolicznościach.
"Mój tydzień z Marilyn"
czyli w jakich bólach rodziła się urocza komedia "Książę i aktoreczka" z sir Laurencem Olivierem i Marilyn Monroe. Lekka farsowa forma, niczym z wspomnianego filmu, odbiera ciężaru dramatowi psychicznych zmagań Marilyn, która sześć lat po przedstawionych wydarzeniach popełniła samobójstwo.
Próba uchwycenia fenomenu kobiety-dziecka i symbolu seksu w jednym, pokazania spotkania geniusza sceny z gwiazdą filmową. Bardzo trudne zadanie dla Michelle Williams odtwarzającej gwiazdę, z którym nieźle sobie poradziła, choć zabrakło tej iskierki, której zagrać nie sposób. Plejada aktorów z Kennethem Branaghiem i Judi Dench na czele.
Ogląda się pysznie.
Jeśli ogląda się pysznie, idę. Kocham Marylin, choć to dość niepoważne, że kochamy się gromadnie w kobietach-dzieciach. Pewnie 'u boku', byłaby nie do strawienia. Na ekranie jednak - zupełnie co innego. Pewnie to ta iskra, której u nikogo więcej raczej nie widać (!?).
OdpowiedzUsuńEwo, również mam słabość do Marilyn (kto nie ma??? - niech no się przyzna :). Kamera ją kochała jak żadną inną aktorkę na świecie. Pomimo tylu informacji na jej temat, tylu wizerunków wciąż pozostaje nieodgadniona. Jej największą kreacją była chyba ona sama.
OdpowiedzUsuń