Spider z Bee wracają z zakupami, wśród których znajdują się dwie świeżutkie bagietki z boulangerie-patisserie (piekarniocukierni) w centrum Gif. Bee podgryza chrupiącą końcówkę wzorem Francuzów, pokrzykując w przerwach między kęsami "Ale dobre!!". Spider patrzy, mruga, łypie, w końcu rzecze:
- Oj, zeszłaś na psy...
Stało się. Dałam się do reszty sfrancuzyfikować. Smakują mi bagietki, do tego na ulicy i bez masła, oraz nie przeszkadza, że były obmacane z góry na dół przez sprzedawczynię, która kasuje pieniądze, po czym brudnymi łapami podaje pieczywo, co jest normą w tym Kraju Smakoszy.
A jeszcze niedawno uważałam bagietki za krzyżówkę paczki waty z kilogramem mąki, jadałam tylko przytargany z odległego Auchan ekologiczny chleb, zawsze na siedząco i z centymetrową warstwą masła, zaś moje zasady higienicznej konsumpcji rozciągające się rzecz jasna również na kontakt Spidera z żywnością doprowadziły go na skraj szaleństwa oraz śmiertelnie obraziły kilka ekspedientek, którym ośmieliłam się zwrócić uwagę.
Proces francuzienia przebiega niezauważalnie i zanim delikwent się spostrzeże, pałaszuje pokrytą bakteriami bagietkę maszerując niezbyt czystym miejskim chodnikiem i jest całkiem zadowolony z życia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz