Weekendy nie znoszą próżni, więc ubiegłą sobotę wypełniliśmy szturmem na zamek Dampierre, prywatną własność XIII Diuka de Luynes, wzniesioną w obecnym kształcie przez jego praprzodka Diuka Nr III w końcu XVII wieku.
Było to nasze trzecie podejście do rzeczonego chateau. Pierwsze miało miejsce w końcu września 2010 i zakończyło się kryzysem małżeńskim, gdyż Spider w mieszkaniu zapewniał, że wziął aparat fotograficzny, a na miejscu oznajmił, że nie wziął, bo zabrał TYSIĄCE innych rzeczy, czyli kluczyki do samochodu, dokumenty i GPSa... (Złośliwość każe w tym miejscu nadmienić, iż Dampierre leży 20 km od Gif, a drogę i wszystkie mijane ronda obsadzono gęsto drogowskazami.) Bee oświadczyła, że bez aparatu nie wchodzi, a wrócić po ten niezbędnik nie mieli czasu. Zwiedzanie przybytku jest mocno limitowane, tylko z przewodnikiem, dwie tury dziennie - o 14.30 i 17.00. Pierwsza wizyta właśnie się rozpoczynała, druga odbyłaby się w mrokach jesieni, co zdyskwalifikowało ją z fotograficznego punktu widzenia. Do rozwodu mimo wszystko nie doszło.
Uzbrojeni po zęby w japoński sprzęt, kolejny atak na zamek przypuściliśmy tydzień później. I wróciliśmy na tarczy lub, jeśli kto woli, na aparacie. Okazało się, iż wg XIII Diuka de Luynes skończył się sezon turystyczny i obiekt został zamknięty na XIII spustów. Następne zwiedzanie W KWIETNIU!!
Przeżyłam zimę śniąc co drugą noc o sesji fotograficznej w Dampierre. Gdy nastał kwiecień, popędziliśmy przy pierwszej okazji, bez GPSa. Zdążyliśmy przed 14.30, zakupiliśmy bilety u zapuszczonego stróża-biletera mieszkającego w równie zapuszczonym pawilonie przy okazałej niegdyś bramie. Pojawiła się młoda przewodniczka, wpuściła grupkę entuzjastów do zdobnego holu, grzecznie się przywitała, po czym oznajmiła:
- Robienie zdjęć w zamku jest zabronione...........
I tak zrobiliśmy, haha!:
Reszta jest milczeniem. Pisnę tylko z cicha, że ... chciałabym odziedziczyć po prapradziadku taką salę balową przerobioną na "domowe" muzeum i salony z kominkami z czasów Ludwika XIV, i jadalnię z siedemnastowieczną misternie rzeźbioną boazerią.
Morał historii z aparatem: Los bywa złośliwy i przewrotny, ale czasami warto Mu zaufać.
Z zewnątrz chateau prezentuje się następująco:
Morał historii z aparatem: Los bywa złośliwy i przewrotny, ale czasami warto Mu zaufać.
Z zewnątrz chateau prezentuje się następująco:
W olbrzymim i przez to niedoinwestowanym parku, bladym cieniu niegdysiejszego, kwitły kamelie, tulipany, różaneczniki, fruwały motyle i bażanty. Po laskach i polanach uganiała się dzika zwierzyna - przez całe życie nie widziałam tylu jeleni i saren, co w przeciągu godziny w Dampierre!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz