Na pierwszy ogień poszło średniowieczne miasteczko Vitré. Obecność wspaniale zachowanych zabudowań o konstrukcji szkieletowej odnotowaliśmy na równi z posezonowym deficytem turystów oraz ewidentnym brakiem ludności użytkującej owe zabudowania. Stopień wyludnienia był tak wysoki, iż nabraliśmy podejrzeń, że jakaś straszliwa epidemia zebrała tu okrutne żniwo.
Przywykliśmy do tego, że w sobotnie popołudnia na paryskich rues, avenues i boulevards kwitnie najbujniej życie. Kto żyw, rusza w miasto metrem, rerem, rowerem, landroverem, żeby poprzerzucać ciuszki w butikach i sieciówkach, obejrzeć nowości w galeriach i muzeach, posiedzieć na chodniku, znaczy w kawiarni, skonsumować ogromny talerz sałaty, przyrządzonej przez kogokolwiek, byle nie własnymi rękami, zaopatrzyć się na wieczór w "smakołyki" z cukierni lub u Chińczyka (pozwoliłam sobie wstawić cudzysłów, gdyż nader często te pierwsze lepiej wyglądają niż smakują, drugie lepiej pachną niż smakują ;).
Dopiero znajomi w Rennes uspokoili nas, że z populacją Vitré wszystko w normie. Dżuma, cholera i czarna ospa nie gościły tam od wieków, po prostu w godzinach 12-14 mieszkańcy jadają własnoręcznie przyrządzony lunch, we własnym domu, w towarzystwie własnej rodziny, gdyż w tygodniu nie mają czasu na kultywowanie przy wspólnych posiłkach wartości rodzinnych. Interpretacja tak urocza, że ... zarzućmy wszelki sceptycyzm i trzymajmy się jej.
Dopiero znajomi w Rennes uspokoili nas, że z populacją Vitré wszystko w normie. Dżuma, cholera i czarna ospa nie gościły tam od wieków, po prostu w godzinach 12-14 mieszkańcy jadają własnoręcznie przyrządzony lunch, we własnym domu, w towarzystwie własnej rodziny, gdyż w tygodniu nie mają czasu na kultywowanie przy wspólnych posiłkach wartości rodzinnych. Interpretacja tak urocza, że ... zarzućmy wszelki sceptycyzm i trzymajmy się jej.
Bee, w Bretanii zawsze jest albo mgła, albo deszcz, albo (czy to możliwe?) i jedno i drugie ;)
OdpowiedzUsuńOstatni raz byłam tam w sierpniu i spędziliśmy cały pobyt ze świadomością, że wszędzie we Francji jest właśnie piękna pogoda, poza Bretanią ;)
Katasiu, mgły doświadczyliśmy w pierwszy dzień, kapuśniaczku w drugi. Co ciekawe - ustał, gdy tylko wjechaliśmy do Normandii :)
OdpowiedzUsuń