Paryskie parki są wspaniałe - ukwiecone, udrzewione, urozmaicone fontannami, przycięte, wysprzątane, z wielkim wyborem miejsc siedzących (kamienne ławy, metalowe krzesła z oparciami lub bez, hektary trawników).
Jedyny mankament - alejki wysypane białym kurzem. Po butach widać, kto wyszedł z parku. Jeśli dużo spacerował, ma nogi ubielone do kolan. Nie zaleca się skracania sobie przez park drogi do teatru, na spotkanie biznesowe lub herbatkę u pani hrabiny.
Wchodząc ostatnio do Ogrodu Luksemburskiego ujrzałam dziewczynę w białych kaloszach. Dzień był upalny, więc w pierwszym odruchu pomyślałam: Nieszczęsna ofiara mody. Ale już po dziesięciu metrach: Geniusz!!! Po pierwsze, na białych "gumiakach" nie widać białego pyłu, po drugie, w domu wkłada je pod kran i gotowe, po trzecie, może je opłukać jeszcze w parku pod jednym z kranów z wodą pitną i udać się na wyściełane bordowymi dywanami salony.
Podnieśmy się jednak z kurzu, bo nieco wyżej znajdziemy najpiękniejsze kwiaty świata, misterne arcydzieła natury - IRYSY.
Znalazły się w herbie królów francuskich, zwane błędnie we Francji fleur de lys (kwiatem lilii), w Polsce lilijkami. To jakże skuteczna, trwająca już kilka wieków, dywersja potężnego i wpływowego obozu wielbicieli lilii. Admiratorzy irysów, łączmy się!
Super napisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję.:) Oooch, jak dawno to było...
Usuń