piątek, 12 października 2018

Pogwarek cd.

Akcja toczy się w samochodzie. Wujek opowiada Niuni o Anglii, którą niedawno wizytowaliśmy, i kładzie główny nacisk na naukowe tradycje Oksfordu spotykając się ze średnim zainteresowaniem.

- A wiesz ile muzeów ciocia odwiedziła? - zmienia nagle temat.
- Ile, wujeczku?
- Bardzo dużo...  (Nie doliczył się. ;) Zobaczyła tysiące obrazów...
- Tysiące??? - Niunia błyskawicznie przetwarza informację, po czym podsumowuje:
- Skaranie boskie z tą sztuką.


P.S. Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówczynią. Poniżej przedstawiam niezbite dowody, iż jest wręcz przeciwnie, w Anglii otwarły się przede mną wrota raju. :)


Tate Britain

Bezdomny próbujący swoich sił w rysunku, mamroczący pod nosem, pokrzykujący od czasu do czasu. W tle "Chińskie lampiony" lub "Dziewczynki" Johna Singera Sargenta.

Performans, czyli ruchoma, żyjąca rzeźba, wciąż w Tate Britain.

"Ofelia" Johna Everetta Millais`a robi "na żywo" (że się tak nietaktownie wyrażę) porażające wrażenie.

Świetliste majaki Williama Turnera wreszcie w satysfakcjonujących ilościach. 

Żartobliwa i zmysłowa "Wenus i Mars" Sandro Botticellego w British Museum. 

Genialne "Ukoronowanie koroną cierniową" Hieronymusa Boscha

"Czesanie włosów" Edgara Degasa 
Itd. itd.

5 komentarzy:

  1. To mi przypomina coś, co pewnie Ci kiedyś opowiadałam. Otóż, będąc studentką podróżowałam z koleżanką po Toruniu. Ona wchodziła do każdego kościoła, aby oglądać; obrazy, ołtarze, witraże, absydy, kolumny, sklepienia, portale, portyki, zdobienia, ambony, organy i .. wie co tam jeszcze. pamiętam, jak wściekła, już w trzecim kościele siadałam w ławce i mamrotałam pod nosem, ile można łazić po kościołach, wszędzie jest to samo. :) Dzisiaj nie umiem zliczyć, ile świątyń w Rzymie, Florencji, czy Wenecji zwiedziłam, oglądając obrazy, posągi, rzeźby, zdobienia, absydy, portale, ambony, ..... Że o muzeach, wystawach nie wspomnę, bo także nie zliczę tych tysięcy obrazów. A Londyn ma jeszcze tę przewagę nad innymi, że większość z tych galerii jest bezpłatna. Choć oczywiście dla takich wariatek jak my płacenie za wstęp nie jest absolutnie żadną przeszkodą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałam tej kościelnej anegdoty :) Doskonale pokazuje, że nie rodzimy się z umiejętnością uważnego patrzenia/słuchania, rozumienia, doceniania, czerpania radości (i siły) ze sztuki. Dlatego edukacja w tym temacie powinna się zaczynać już w przedszkolu.
      Nieograniczony biletami dostęp do najwspanialszych angielskich muzeów uważam za piękny i jedynie właściwy kierunek myślenia o sztuce jako wspólnym najcenniejszym dziedzictwie naszego gatunku.
      Wyszedł prawie manifest. :)

      Posyłam całusy i oczywiście zbieram się do mejla.

      Usuń
  2. Dlatego bardzo podobały mi się lekcje muzealne w Paryżu, gdzie nauczyciel przychodził z dzieciaczkami, opowiadał im o jednym wybranym obrazie, a one potem go rysowały. Z takimi lekcjami spotkałam się też w MNW czy w Poznańskim, gdzie dzieci miały określone zadania polegające na odszukaniu na obrazie konkretnego przedmiotu. Ciekawa jestem, czy w innych miejscach też prowadzone są takie lekcje muzealne. Muszę zapytać moich siostrzeńców. Pamiętam, że dawno temu byli w archeologicznym, gdzie szukali skarbów zakopanych w piasku. Podobało się wtedy. Dziś- nie wiem, jak to wygląda. To jak z czytaniem. Niestety moi nie załapali bakcyla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość muzeów w dużych miastach w naszym kraju (nie wiem, jak jest w przypadku mniejszych) ma obecnie ofertę dla najmłodszych, ale przyprowadzane na takie zajęcia są przeważnie dzieci rodziców doceniających rolę sztuki i dbających o wszechstronny rozwój swoich pociech. Fajnie byłoby, gdyby wszystkie dzieci, z najróżniejszych środowisk dostały taką szansę. Dlatego w tym temacie rola szkół, przedszkoli, dobrze skonstruowanych programów jest szalenie ważna.

      Usuń
    2. W minioną sobotę zabrałam Niunię na zajęcia zatytułowane "Plama goni plamę" w Pawilonie Czterech Kopuł. Oswajanie dzieci ze sztuką abstrakcyjną przebiegało kapitalnie. Od imitowania gestem i ruchem plam chudych, grubych, przezroczystych, poprzez krótką, angażującą uczestników pogadankę na temat obrazów Marii Jaremy, po gonitwy plam żółtych za zielonymi i fioletowych za żółtymi w gigantycznym muzealnym patio i na koniec tworzenie abstrakcyjnych kolaży. Niunia słuchała opowieści Pani prowadzącej warsztaty z dużo większą cierpliwością niż moich, przemycanych przy różnych okazjach, i wytrzymała godzinę bez jednego jęknięcia "Ciooociuu, chodźmy się bawić!!". :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...