Maj i czerwiec... Niechby się zapętliły i trwały cały rok. Jeszcze niedawno postawiłabym na lato, ale z upływem czasu i dotkliwszą świadomością limitów przeróżnych związanych z tymże upływem - cud wiosny, odrodzenia kolorów, witalnej młodości coraz bardziej porusza mnie i zachwyca. Chcę być wszędzie i zobaczyć wszystko!!! Polecieć do parku i ogrodu. Pojechać na wieś. Zwiedzać pałace otoczone cyklamenowymi pergolami. I miasta z alejami kwitnących kasztanów... Kina, teatru, galerii nie odpuszczam... Monumentalna, oryginalna, fascynująca Małgorzata Mirga-Tas w Zachęcie, wspaniałe "Wzrusz moje serce" w Ateneum... Życie towarzyskie, rodzinne i uczuciowe kuleje. Boleję nad przemijającymi irysami i piwoniami... Tyle przegapiam... Przynajmniej maków w tym roku nie przegapiłam ani na wsi, ani w mieście. Pozdrawiam gorączkowo ze skraju załamania nerwowego. ;)
Oj tak, zdecydowanie tak. Wiosna daje mi siłę, napęd, energię, w przeciwieństwie do lata, które swymi upałami spowalnia moje działania. Wiosna była intensywnie urocza, a latem będzie typowo włoska siesta/dolce far niente. Dlaczego piwonie kwitną tak krótko, ledwie kupiłam pierwsze pąki na dzień matki, a już za trzy tygodnie fotografowałam w Inowrocławiu przekwitające. Też piękne. Rozumiem dlaczego Vincent malował też przekwitające (ba, nawet zwiędłe) kwiaty.
OdpowiedzUsuńU mnie również zgodnie z rytmem natury, wiosną dopisuje największa energia i ochota na podróże. W 90 dni dookoła świata. A dziś mamy PODOBNO ostatni dzień wiosny... Zgody NIE MA. Dopóki kwitną róże, w perspektywie hortensje i lilie, wypieram. :)
UsuńW temacie kwiatów przekwitłych i zwiędłych oraz Vincenta, to już chyba się zdzwonimy. Całusy.