Ta notka już kiedyś była, bo generalnie wszystko już było, jednakowoż weszła ostatnio w kolizję z autorskim samokrytycyzmem i wyszła z niej... z pełniejszymi ustami i większym biustem, znaczy poprawiona. Na tyle znacząco, że uznałam za wartą przypomnienia.
*****
Można np. połączyć ze sobą dwa przypadkowe zdjęcia i zobaczyć, co z tego wyniknie. Na pierwszym pszczółki uwijają się nad chryzantemami w ogrodzie botanicznym korzystając z długiej, ciepłej jesieni. Jednak nawet w barwnych okolicznościach przyrody praca pozostaje pracą.
Na drugiej fotografii niby w kontrze, a może jednak nie, oglądamy wiosenną sielankę pasterskiego żywota. (Tacy z nich pasterze jak ze mnie pszczoła.) Para zakochanych kontempluje swoje szczęście w towarzystwie owieczki i kosza kwiatów. ( Jakby komu nie pasowało "towarzystwo kosza kwiatów", donoszę, że uważam, iż rośliny i przedmioty powinno się traktować podmiotowo... w pewnym sensie. :). Oboje prezentują się znakomicie w starannych fryzurach i uroczych strojach. On w różowym kubraczku, pasiastych spodniach za kolano i trzewikach z czerwoną kokardą; trudno nie docenić również nieskazitelnie białych rajtuz i falbanek u koszuli. Ona w kwiecistej spódnicy i szafirowej bluzce, z żółtym kapelusikiem leżącym na trawie. (Gdyby założyli blog modowy, zrobiliby furorę.)
Tymczasem wystarczy trochę powiercić w całym i we własnej mózgownicy, a spod tej z pozoru idyllicznej apoteozy miłości wychynie ambiwalencja i położy się cieniem... pszczoła. I tak dąb symbolizuje stałość, trwałość, siłę uczucia i mężczyzny, tu jednak drzewo jest młode, niepozorne i nie jedno (argumentów natury technologicznej nie przyjmuję do wiadomości :). Owieczka uosabia łagodność i łatwy łup, kwiaty - piękno, świeżość, lecz także przemijanie, wianek - niewinność, panieństwo, który to wianek młodzieniec wkłada dziewczynie na głowę... bądź zdejmuje. Dzida czy laska w ręku "pasterza"... hmm, nie mam pojęcia, co mogłaby oznaczać...
Wniosek wynikający z przypadkowego złożenia powyższych fotografii mógłby brzmieć następująco: Lepiej być pracowitym niż zakochanym. Albo: Każda miłość kończy się na ciężkiej pracy.
A może nie ma przypadków? Lub sami nadajemy im sens?
:))
Z pozoru nic prostszego, jak porównać dwa obrazu, ale kiedy tak patrzę i patrzę przychodzą mi same banały do głowy. I jeden wspólny mianownik- kruchość, ulotność i przemijanie, ale też piękno chwili. Miłość? i owszem- jest tu też miłość. Tylko myśli o pracy odsuwam na plan dalszy, wszak na urlopie nie można myśleć o pracy (choć przecież ona wciąż trwa, bo czyż myślenie nie jest pracą?) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGuciu, przede wszystkim udanego urlopu, gdziekolwiek byś go spędzała! Poszłaś w poważną, melancholijną interpretację i pięknie. Mnie zawsze ciągnie w strony krotochwilno-zgryźliwe... :)
Usuń