Francuzi nadal kochają antyki, o czym świadczą hordy wyspecjalizowanych myśliwych na aukcjach w paryskim Drouot czy liczni łowcy-amatorzy na ulicznych targach i wyprzedażach. Małomiasteczkowe brocante`y jednak poznikały. Być może rację ma inna znajoma - Myrna, właścicielka paryskiej galerii specjalizującej się w sztuce Dalekiego Wschodu, która stwierdziła pewnego razu "młode pokolenie nie kolekcjonuje, ale dekoruje". Różnica zasadnicza. Kolekcja z definicji składa się z wielu artefaktów. Im jest liczniejsza, tym szczęśliwszy kolekcjoner i ciaśniejsze mieszkanie. Dekorowanie polega na ustawieniu dizajnerskiej, gigantycznej patery na stoliku do kawy.
Dlatego kiedy w mikroskopijnym Sault w promieniu pięćdziesięciu metrów doliczyłam się trzech brocante`ów, moje niedowierzanie sięgnęło szczytu pobliskiej góry Ventoux. Ukontentowanie deptało mu po piętach.
Skąd ta niespodziewana obfitość, ta rupieciarniana specjalizacja? Fragmenty odpowiedzi porozrzucane są na polach lawendy, na polu campingowym na wzgórzu górującym nad Sault, w restauracjach tłocznych w porze lunchu i jeszcze tłoczniejszych w porze kolacji. (No po prostu sporo turystów odwiedza dolinę w ciągu lata. :)
A propos myśliwych... Przy tej okazji polecam "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Tokarczuk. |
Po antyki z wysokiej półki należałoby udać się w sąsiednią dolinę do Isle sur Sorgue, cieszącego się sławą antykwarycznego zagłębia, gdzie gwiazdy i milionerzy, spędzający wakacje w Prowansji, nabywają kryształowe żyrandole, osiemnastowieczne lustra w bogato rzeźbionych ramach i misy z epoki Ming na orzeszki i chipsy.
Znacznie młodsza od Mingów porcelana kantońska |